Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

sobota, 4 grudnia 2021

Radom wczoraj i dziś - cz. 2


Czy zastanawialiście się czasem, jak kiedyś wyglądała ulica, przy której mieszkacie ? Co było w miejscu, w którym dziś stoi wasz dom ? Jak przez kolejne dziesięciolecia zmieniał się miejski krajobraz ? Ja tak, dlatego jakiś czas temu zacząłem gromadzić stare fotografie mojego rodzinnego Radomia. Potem ruszyłem z aparatem w teren, by odszukać te miejsca, z których przed laty te archiwalne były wykonane. Wszystko po to, by uwiecznić stan obecny.

To już druga odsłona radomskich wspomnień, czyli kolejne 25 par zdjęć. Pierwszą można obejrzeć tutaj. Po raz kolejny zaprosiłem do współpracy pana Jerzego Blejsza, rdzennego radomianina. Pan Jerzy z racji wieku, wyjątkowej pamięci i mam wrażenie pasji, z jaką podchodzi do czasów minionych, to prawdziwa kopalnia wiedzy. Panie Jurku, dziękuję, że po raz kolejny zechciał Pan poświęcić mi swój czas.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Wieża katedralna w Radomiu.


Zachowane często w niezmienionej formie od wieków. Piękne i monumentalne. Górują nad wsiami i miastami idealnie wpisując się w krajobraz. Niemi świadkowie burzliwej historii, wojen, klęsk żywiołowych czy epidemii. Wystawione na wiatr, deszcz i mróz stoją niezmiennie w tym samym miejscu od stuleci. 
Świadomość, że nasi dziadowie i pradziadowie podobnie jak ja teraz, przechadzali się koło nich, robi na mnie duże wrażenie. Nastraja trochę nostalgicznie do rozmyślań o przemijającym świecie. Bo czymże jesteśmy jak nie marnym pyłem... kolejnym z rzędu pokoleniem wydeptującym wokół nich ścieżki. Kościelne wieże bo o nich mowa, to nieodłączna część naszego dziedzictwa kulturowego. Na co dzień pośpiesznie mijane, niedoceniane. Przystańmy czasem na chwilkę, minutka nie zbawi, wznieśmy oczy ku górze, bo nie znamy przyszłości. Nie wiadomo ile im, ale bardziej ile nam zostało czasu na tym świecie. Ja przystanąłem dziś przy dwóch chyba najbardziej znanych i rozpoznawalnych w Radomiu wieżach.

sobota, 2 listopada 2019

Radom wczoraj i dziś.


Czy zastanawialiście się czasem, jak kiedyś wyglądała ulica przy której mieszkacie ? Co było w miejscu, gdzie dziś stoi wasz dom ?  Jak przez kolejne dziesięciolecia zmieniał się miejski krajobraz ?  Mnie te rzeczy bardzo kręcą, dlatego jakiś czas temu zacząłem gromadzić stare fotografie mojego rodzinnego Radomia.  Potem ruszyłem z aparatem w teren by odszukać te miejsca, z których przed laty archiwalne fotografie były wykonane. Wszystko po to, by uwiecznić stan obecny.

wtorek, 17 września 2019

Zlot Pojazdów Pożarniczych i Zabytkowych Jeruzal 2019.


Przygoda - "niezwykłe zdarzenie spotykające kogoś, odbiegające od zwykłego trybu życia tej osoby". Tak z kilku słowach zawiera się definicja przygody według PWN-u. Ostatnio taką jedną przeżyłem, ale przyznam szczerze, miałem spore opory by o tym pisać. Epizod jakiego doświadczyłem jest zdecydowanie z gatunku tych głupich. Takich o których lepiej jak najszybciej zapomnieć, aniżeli się nimi chwalić. Czemu wobec tego piszę ?  Przygoda, nawet ta najbardziej mrożąca krew w żyłach, albo jak w moim przypadku - głupia, z perspektywy czasu już nie jest taka straszna. Ba, wspominamy ją miło i się z niej śmiejemy.  - Pochwal się... - powiedział znajomy. - W tym wieku to już można.

piątek, 20 lipca 2018

Cykloza jako choroba - uwaga, zarażam !!!



Wiecie co najbardziej mnie kręci w tym moim rowerowaniu ? Oczywiście te wszystkie przejechane kilometry, te przygody, poznani ludzie itd. itp... To po pierwsze, bez tego nie miałbym o czym opowiadać, nie byłoby tej strony. Po drugie, równie wielką (jak nie większą) frajdę odczuwam, kiedy widzę pozytywny wpływ tego, co robię na otaczających mnie ludzi. To, że chłoną każde moje słowo, najdrobniejszą wzmiankę o rowerze. Że wczoraj się najeździłem... że byłem tu i tu... że po drodze była wielka góra, którą musiałem pokonać... że deszcze mnie złapał... że słońce spiekło... i tak dalej i tak dalej - wszystko chłoną. Kiedy wrócę z wyprawy wypytują o wszystko... no opowiadaj, opowiadaj, jak było ?... i chłoną. Jak gąbka. 

piątek, 27 kwietnia 2018

Osiołek po czterdziestce.



Minęło 13 lat odkąd ujeżdżam poczciwego osiołka, a ponieważ niedawno jego koła nawinęły okrągłe 40 tysięcy kilometrów - pora na małe podsumowanie. Nie planowałem takowego wcześniej, ale teraz myślę, że to dobry pomysł. Taka forma testu długodystansowego. Coś wzorem aut, gdzie takie sprawozdania robi się przeważnie po 100 tysiącach. Co się przez ten czas popsuło ? Co  niedomagało  ?  A co bezbłędnie przetrwało próbę czasu ? - jesteście ciekawi ?

piątek, 9 marca 2018

Dojazdówka do Budapesztu.



Nieoczekiwanie, po wycofaniu się z dalszej jazdy Marcina, zostałem sam. Sam pośrodku obcego mi kraju  z dala od domu. Nie ukrywam, było mi łyso... Nie miałem nawet map potrzebnych do dalszej jazdy. Ta z której aktualnie korzystałem z racji mojego przemieszczania się, była już bezużyteczna. Na szczęście jechałem dość dobrze oznakowaną drogą nr. 3 - kierunek Zagrzeb, więc z nawigowaniem nie było problemu. Na jednym z tutejszych cepeenów udało mi się wreszcie dokupić brakujący fragment Chorwacji. Teraz, już bez przeszkód, mogłem gnać przed siebie.

wtorek, 13 lutego 2018

Rowerem za grosze... czyli cała prawda o (mojej) forsie w podróży.



Jeszcze nie tak dawno, planując rowerowe wakacje za granicą, przeczesywałem internet starając się oszacować, ile w przybliżeniu będzie kosztował mnie pobyt w danym kraju. Sytuacja dodatkowo komplikowała się, gdy trasa podróży przebiegała przez kilka krajów. Kompletowanie poszczególnych walut, ich odizolowanie od siebie i dbanie, by przypadkiem się ze sobą nie wymieszały - było krótko mówiąc... upierdliwe. Parę lat temu zakupiłem nawet z myślą o tym specjalną saszetkę na szyję z wieloma przegródkami. Była ze mną na kilku wyjazdach i sprawdziła się doskonale.
Całkiem przypadkiem, w zeszłym roku zdecydowałem się zmienić dotychczasowe nawyki i jestem bardzo mile zaskoczony.

środa, 31 stycznia 2018

O tym, że nie zawsze świeci słońce - dosłownie i w przenośni.



Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co musiałoby się wydarzyć w trakcie podróży, by skutecznie zniechęcić się do dalszej jazdy ? Deszcz, ciągłe awarie, choroba, bezpieczeństwo, a może kłótnie ?...  Mnie coś takiego spotkało w Rijece. Momentalnie odechciało mi się wszystkiego. Co prawda z nieba nie spadła ani jedna kropla deszczu, rower ani razu nie odmówił posłuszeństwa, byłem zdrowy i jak najbardziej chętny kontynuować podróż, dodajmy bezpieczną podróż. Kłótnie ?... no dobra... było ich trochę, ale też nie do tego stopnia by przerywać w połowie wyprawę. I nie tyle kłótnie, co bardziej wymiana zdań i poglądów. A jednak tamtego pamiętnego dnia ciemne chmury zebrały się nad moją głową.

wtorek, 23 stycznia 2018

Rowerowa skrzynia biegów, czyli jak poprawnie zmieniać przełożenia.



Dawniej było łatwiej. Na drogach królowały proste konstrukcje ze stałym napędem (jedno koło zębate z tyłu i jedno z przodu). Albo się jechało, albo gdy górka do pokonania była zbyt stroma (lub rowerzysta za słaby) wprowadzało się rower idąc pieszo. Do dziś na wiaduktach jest to częsty widok. Zwłaszcza wśród osób starszych, dla których przerzutki w rowerze, to w ich mniemaniu zbędny i awaryjny gadżet. Tymczasem dzięki nim jesteśmy w stanie wjechać prawie wszędzie. Wiedzą o tym ci wszyscy dla których rower, to coś więcej niż tylko bezduszny pojazd. Zdecydowałem się napisać ten tekst, bo do moich uszu zbyt często docierają dźwięki katowanych napędów. Ani to miłe dla ucha, ani powód do dumy... raczej do wstydu.

niedziela, 14 stycznia 2018

Istria - wschodnie wybrzeże, powrót


Tak jak przypuszczałem, trafił nam się nocleg bez mała na przedmieściach Puli. Po dosłownie kwadransie kręcenia byliśmy w obrębie jego granic. Kilkudziesięciotysięczne, portowe miasto jest największą aglomeracją półwyspu. Wystarczająco dużą by móc się zgubić. Stąd rozchodzą się drogi powrotne, autostrada A9 oraz droga nr. 66 zwana potocznie magistralą adriatycką. Przed wybudowaniem autostrady sześćdziesiątka szóstka była główną arterią łączącą północ z południem. Obecnie powinno być na niej już dużo spokojniej - taką mieliśmy nadzieję :)

środa, 27 grudnia 2017

Istria - zachodnie wybrzeże


We włoskim Trieście po raz pierwszy zobaczyliśmy morze. Wreszcie skończyło się mozolne nabijanie kilometrów pośród nudnego lądu. Od teraz miało być inaczej - fajniej i ciekawiej. Przez całą dalszą podróż lazurowy Adriatyk na wyciągnięcie ręki. Na ciemno błękitnym niebie ani jednej chmurki. Wszędzie plaże, a na nich tabuny opalonych, pięknych kobiet w stroju topless. Pomarszczone od wzgórz wybrzeże z przyklejonymi doń domkami, a w to wszystko przepięknie, serpentynami wkomponowana droga. Oczami wyobraźni tak to widziałem.

niedziela, 19 listopada 2017

Duet tandem - renowacja.



Czy warto posiadać pasję, hobby, zamiłowania ? Moim zdaniem, bardzo źle ich nie posiadać. Pasja to coś, co skutecznie zajmie w długie zimowe wieczory, da wytchnienie od stresów dnia codziennego, sprawi wiele radość, a w efekcie końcowym powoduje, że życie nabiera sensu. Wyznaczanie sobie kolejnych celów, wyzwań i ich realizowanie, to najlepsza rzecz jaka na tym łez padole może nam się przydarzyć. Daje to niesamowitego kopa, motywuje i rozwija. Jeżeli do tego dojdą pełne zachwytu głosy postronnych nad ukończonym projektem, to aż chce się żyć :-)

Moją drugą pasją obok rowerowych wędrówek są... starocie. Głównie te motoryzacyjne, ale inne też lubię. Jeżeli tylko czas pozwala chętnie uczestniczę w różnego rodzaju spotach i zlotach. Czasem na takie spotkanie czymś starym przyjadę - no bo trzeba klasyka przewietrzyć. Innym razem idę po prostu popatrzeć.

sobota, 21 października 2017

Jaskinie Szkocjańskie.



Jednym z żelaznych punktów naszej wycieczki miało być zwiedzanie tychże. Podobno pięknych i dodatkowo (co tylko potwierdza ich wyjątkowość) wpisanych na listę UNESCO. Na samą myśl o nich śliniłem się okropnie, bo takie obiekty stworzone niewidzialną ręką matki natury są w moim mniemaniu najlepsze. Ale żeby za różowo nie było, na drodze do jaskiń stanął inny, wielki obiekt - ten z kolei stworzony ręką człowieka. Nie było wyjścia, z każdym przebytym kilometrem betonowe monstrum rosło przed nami. To znaczy zawsze jest inne wyjście, ale w tym przypadku omijać go specjalnie nie było sensu. Zbyt wiele zachodu i dodatkowych kilometrów by z tego wyszło. Cóż, trzeba się będzie troszkę pomęczyć.

czwartek, 14 września 2017

W drodze na południe - Węgry, Słowenia.


 
Węgierski Köszeg okazał się pierwszym, naprawdę ładnym miastem. Na tyle ładnym, że postanowiliśmy zatrzymać się tu na dłuższą chwilę, a aparaty fotograficzne poszły w ruch. Tu też po raz pierwszy zetknąłem się z mową ojczystą madziarów. Na szczęście moja rozmówczyni wykazała się cierpliwością i humorem - bo różnie z tym bywa. Było trochę śmiechu, machania rękoma, ale ostatecznie z pomocą długopisu i kartki papieru dowiedziałem się ile kosztuje butelka Tokaja.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Bocian vs kapusta, czyli skąd się biorą dzieci :-)



Jak zawsze przed większą eskapadą również i tym razem dopadła mnie swego rodzaju...nieśmiałość ? niepewność ? przedwyjazdowa gorączka ? lęk przed nieznanym ?  Tym większe, bo tym razem ruszam daleko, daleko poza granice naszego kraju.  Jechać ze mną postanowił Marcin z Krakowa i... to było dobre. Bardzo dobre, bo wiadomo że we dwóch raźniej i przyjemniej. Sam chyba nie odważył bym się na taki plan - jestem zbyt wielkim tchórzem. A ten plan, biorąc pod uwagę wysokie góry jakie staną na naszej drodze, zapowiadał się bardzo ambitnie.

wtorek, 11 lipca 2017

5 europejskich krajów w 12 dni - pierwsze wrażenia po powrocie.



W ową podróż wybrałem się z kolegą Marcinem z Krakowa. Znamy się od dawna ale, co ciekawe... nigdy nie widzieliśmy się na żywo, w realu. Były nieraz przymiarki żeby coś, gdzieś... ale jak zwykle nic nigdy nie wyszło. Marcin od zawsze miał problemy z kolanami i jako jeden z nielicznych, znanych mi osób nie śmiał się gdy parę lat temu zaproponowałem mu moją cudowną dietę. Mało tego, nie dość, że się nie śmiał, to ją zastosował ;-) Podobno mu pomogła. Jak coś to o szczegóły jego pytajcie, zapewne odezwie się gdy to przeczyta, a na pewno przeczyta :-)
Tak więc nasza wspólna podróż to była taka... swego rodzaju randka w ciemno. Jacek Kawalec w słynnym niegdyś programie w TVP przepytywał randkowiczów... jak było. Większość zgodnie odpowiadała, że... było fajnie. Mnie co prawda telewizja wakacji nie sponsorowała, ale też było fajnie, a czy będą z tego owoce w postaci kolejnych wspólnych wyjazdów ? - czas pokaże :-)

czwartek, 25 maja 2017

Zachodnia ściana Polski - Szczecin.




Czwartek, 6 dzień podróży. Do końca tygodnia jeszcze daleko. Wygląda na to, że spokojnie zdążę dojechać do morza. Może nawet będzie czas, by poleżeć na plaży - tyle tylko, że temperatury nie nastrajają. Znak C-13 informuje mnie, gdzie moje miejsce. Pokornie, ale z grymasem na twarzy opuściłem jezdnię na rzecz wytyczonej równolegle drogi dla rowerów. Jakoś jadąc z sakwami wszystkie DDR-y mnie wkurzają. To trochę tak, jakby kierowcę TIRA zmuszać, żeby zamiast główną, jechał lokalnymi... Pojedzie, ale założę się, że też będzie grymasił.

Cel na najbliższe godziny to Gryfino, niewielka miejscowość leżąca tuż przy granicy. Może nie tyle Gryfino, co dokładniej rzecz ujmując Nowe Czarnowo, kilka kilometrów na południe od Gryfina. Można tu zobaczyć najdziwniejszy las na świecie.

czwartek, 20 kwietnia 2017

Twierdza Dęblin.



Byłem tu (oczywiście rowerem) równo dwa lata temu. To znaczy, wówczas jedynie pocałowałem klamkę przy bramie. Cały kompleks mieści się na terenie należącym do wojska, a co za tym idzie, normalne jego zwiedzanie nie wchodzi w grę. Podobno skrzykiwane są co jakiś czas grupy chętnych i razem z przewodnikiem można twierdzę zwiedzić, ale nigdy się tym szerzej nie interesowałem. Aż tu nagle... okazja sama do mnie zapukała :-) ... Na pewnym forum motocyklowym przeczytałem informację, że 2 kwietnia motonici organizują w Dęblinie rozpoczęcie sezonu. Jedną z atrakcji miało być właśnie zwiedzanie twierdzy. Takiej okazji nie mogłem przepuścić :-)

niedziela, 19 marca 2017

Zachodnia ściana - dzień 5



Wystartowałem o 8.30. Wcześniej ze względu na ziąb nie chciało mi się wstawać. W ogóle to stwierdziłem, że po raz ostatni funduję sobie wyjazd o tej porze roku. Jesienią jest już po prostu smętnie. Obrałem kierunek na Kostrzyn nad Odrą. Jadąc drogą nr. 22 mogłem podziwiać malowniczą zlewnię Warty. W 2001 roku utworzono tu Park Narodowy "Ujście Warty". Widziałem tysiące kołujących ptaków. Kolejne tysiące przesiadywały w niewielkich stadach. Ornitolodzy na pewno docenią to miejsce. W okresach mokrych można tu podziwiać malownicze rozlewiska. Ja niestety trafiłem na okres suchy, bo tych rozlewisk jakie widziałem na zdjęciach było jak na lekarstwo. Jednak sama w sobie niczym nie zmącona przestrzeń, już robi wystarczająco duże wrażenie. I tak przez dobre paręnaście kilometrów. Możliwości obserwacji jest sporo. Co kilka kilometrów można zjechać z trasy na niewielkie pomosty.

środa, 8 lutego 2017

Tiry kontra kocie łby.



Moja dalsza droga na północ, to punkt po punkcie zaliczanie (z różnym skutkiem) kolejnych miejsc, jakie zaznaczyłem sobie na mapie. Poza tym, tak naprawdę nic szczególnego się nie działo. Codziennie świeża porcja kilometrów. Codziennie inne krzaki przy drodze - jakoś nie miałem w tym roku szczęścia do noclegów na gospodarza. Codziennie inne (jednak jakże do siebie podobne) wiejskie sklepiki, a w nich kolejne zdziwione twarze. Telefon zaś milczał - bo wyłączony. Trochę monotonia można by rzec... Ale z drugiej strony... gdy nie wyrwę się, choćby na kilka dni w roku, żeby tak się ponudzić. Gdy nie wyciszę się od codziennego zgiełku i gonitwy. W końcu gdy nie poczuję bólu mięśni, a w środku nocy łupiącego uda skurczu... - to czegoś mi brakuje.

sobota, 31 grudnia 2016

D A G Alfred Nobel Krzystkowice.



Okolice Nowogrodu Bobrzańskiego, setki ukrytych w lesie, opuszczonych, niemal zapomnianych budynków. Wszystko to na obszarze 35 km kwadratowych powierzchni. Część terenu jest niedostępna, ponieważ podlega pobliskiej jednostce wojskowej. Skala niektórych obiektów robi ogromne wrażenie, ale historia z nimi związana jest jeszcze ciekawsza. Dawny kombinat  DAG w Krzystkowicach to pozostałości po jednej z trzech największych fabryk zbrojeniowych jakie w czasie wojny działały na terenie hitlerowskich Niemiec. Pozostałe zlokalizowane są w Bydgoszczy i Ludwikowicach Kłodzkich. Ich zadaniem była produkcja materiałów wybuchowych przeznaczonych na front. Szacuje się, że około 80% całej produkcji z tych trzech fabryk została wykorzystana przez Niemców w czasie II Wojny Światowej.
Od tego czasu minęło wiele lat, ale jeżeli ktoś myśli, że po zakładach Nobla niewiele pozostało - jest w błędzie. Tylko tu, w Krzystkowicach z około tysiąca obiektów, zachowała się większość. Jako, że interesuję się wojenną historią postanowiłem odwiedzić to miejsce.

czwartek, 8 grudnia 2016

Ten, któremu zamarzyło się uścisnąć moją dłoń :-)



Zielona Góra jak sama nazwa wskazuje, znajduje się... na górze. Prawdopodobnie bym ją ominął bo stosunek do dużych miast mam taki jaki mam. Obiecałem jednak pewnemu koledze, który notabene jest moim fanem, że jeżeli będzie taka możliwość to zajadę na słówko. No i w praniu wyszło, że rzeczywiście tę Zieloną Górę miałem po drodze. Ba... jadąc od strony Nowogrodu Bobrzańskiego w kierunku Świebodzina omijanie jej byłoby dodatkowym nadrabianiem kilometrów. Poza tym zwyczajnie cieszyłem się na to spotkanie. Nie jestem jakoś szczególnie wygadany, ale podróżując samotnie czasem odczuwa się deficyt słowa. 
Tak więc stanąłem u podnóża sporego wzniesienia i chciał nie chciał, musiałem wdrapać się na sam jego szczyt. W tym celu  palcem wskazującym lewej ręki zrzuciłem łańcuch na najmniejszy "blat". Po pokonaniu góry chciałem powrócić na środkowy tryb z przodu, ale... okazało się to niemożliwe.

niedziela, 13 listopada 2016

Bezimienny.



Penetrując okolice Łęknicy, całkiem przypadkiem natknąłem się w lesie  na coś, co na dłużej przykuło moją uwagę, a aparat fotograficzny poszedł w ruch. Dość rozległe ruiny o przedziwnej konstrukcji - dla mnie jest przedziwna, ale tego nie należy brać pod uwagę, ponieważ ja się nie znam. No właśnie... może jest wśród Was ktoś kto się zna. Jakiś inżynier, dla którego jedno spojrzenie wystarczy by odgadnąć co to było. Albo ktoś dobrze znający historię regionu. 
Byłbym "mądrzejszy" i sypał teraz informacjami z rękawa jak ZNAFCA, gdyby przy ruinach była jakaś informacja... ale nie było. Nie spotkałem też w pobliżu nikogo miejscowego - starsi na pewno wiedzą.
Z racji tego, że nic o tym obiekcie nie wiem (a chciałbym wiedzieć) nazwałem go bezimienny i postanowiłem Wam zaprezentować. Może rzeczywiście ktoś coś będzie wiedział...

sobota, 29 października 2016

Łęknica - tu i tam.



Nocleg tak jak przypuszczałem, udało mi się znaleźć w Łęknicy przy granicy polsko-niemieckiej. Z akcentem na "udało", bo wielkiego wyboru nie było. Raptem dwa miejsca - w pierwszym uroczy damski głos w słuchawce zaśpiewał mi łamaną polszczyzną cenę 100 złotych :\ Podziękowałem. W drugim kwota była już znacznie przystępniejsza, a warunki całkiem całkiem, więc zostałem na noc. Na widok łóżka i bielusieńkiej pościeli, wizja parkowej ławki albo przystanku autobusowego i czuwanie do rana, odpłynęły gdzieś w niepamięć. Nareszcie po tym nieco przydługim wieczorze mogłem się odprężyć.

Łęknica sama w sobie, jako miasteczko jest wręcz paskudna. Tysiące skleconych z byle czego bud w których codziennie odbywa się przygraniczny handel, skutecznie odbierają miastu resztki uroku. Poza tym ma się nieodparte wrażenie, że za chwilę cię okradną. Oczywiście jest też rozrywka - domek cielesnych uciech o którym wspominał Pan Zbyszek z Żagania ;-)

piątek, 30 września 2016

Zachodnia ściana Polski - złe dobrego początki.




Z pociągu po przeszło 12 godzinach podróży wysiadłem o 17.30 - nareszcie !!! Plan na najbliższe dni - dojechać wzdłuż naszej zachodniej granicy do Szczecina, a jeszcze lepiej nad morze. Nie miałem natomiast ścisłego planu co do samej trasy, jedynie kilka miejsc zapisanych w głowie i w notesie, bo głowa już stara i czasem szwankuje. Lubię jeździć spontanicznie i nie inaczej miało być tym razem - zobaczymy gdzie zaprowadzi mnie droga i los.
To co bezwzględnie musiałem zaplanować to miejsce startu. A było ono uzależnione od przewoźnika, czyli  Polskich Kolei Państwowych. Szczęśliwie udało mi się wyszukać połączenie z Żaganiem. Szczęśliwie, bo chciałem zacząć właśnie z tego miejsca. Po pierwsze, bo byłem tu już rok temu i ogólnie miło wspominam Żagań. Po drugie, bo będąc tu nie miałem okazji zwiedzić dworca PKP. Żagański dworzec niczym szczególnym się co prawda nie wyróżnia, ale chciałem go zobaczyć z innego powodu.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Wywiad z Leszkiem Szymczakiem



Niepozorny czterdziestolatek - skromny, ale wyróżniający się z tłumu. Spalone słońcem czoło inteligenta,  a przy tym wrodzona skromność. Prywatnie ojciec dwóch synów: Daniela 8 lat i Michała 12 lat, przeze mnie ochrzczony SUPER TATĄ. Za sprawą nietuzinkowych form wypoczynku jakie z powodzeniem funduje chłopakom, postanowiłem poświęcić mu troszkę czasu i miejsca na blogu. Niech służy za przykład dla innych, jak dobrze i budująco spędzić urlop z dziećmi - z dala od tabletów i srajfonów.

Pod koniec lipca cała trójka wyruszyła z rodzinnego Radomia do Warszawy.  Ich koncepcja zakładała przejechanie wzdłuż Wisły ze stolicy do Torunia. Czas na wykonanie zamierzonego planu - 5 dni. Niby nic wielkiego, tylko trzy stówki do przejechania, ale z ośmiolatkiem w zespole, już nie taka bułka z masłem. Wiem coś o tym, bo ostatnio wraz z córką (9 lat) eksplorowałem bieszczadzkie szlaki. Niełatwo zainteresować dziecko i nakłonić do wysiłku. 

Przed Wami zapowiadany wywiad z SUPER TATĄ:

sobota, 6 sierpnia 2016

Ruiny parowozowni - Radom Potkanów.


Straszące ruiny na radomskim Potkanowie to pamiątka po budowie linii kolejowej Łódź - Radom - Lublin, którą Niemcy rozpoczęli w 1942 roku. Okupantowi udało się wcielić w życie jedynie część planów. Trasa została ukończona na odcinku pomiędzy Radomiem, a Łodzią, jednak w obliczu zbliżających się Rosjan część nowego torowiska została zniszczona. Pozostałością po planowanej wschodniej części magistrali jest sztucznie usypany nasyp, bardzo dobrze widoczny z drogi nr. 744 łączącej Radom z Wierzbicą. Prawdopodobnie to na nim miała zostać ułożona nowa linia w kierunku Lublina.

Tytułowa parowozownia również nie doczekała się ukończenia, a wycofujący się Niemcy wysadzili w powietrze to co zdołano wybudować. Jak finalnie miał wyglądać ów projekt i jakie funkcje spełniać ? Tego zapewne nie dowiemy się nigdy.  Po wojnie tereny niedoszłej lokomotywowni stały się źródłem pozyskiwania przez miejscowych darmowej cegły. Stan na dziś: ruiny dwóch budynków, fragment klatki schodowej trzeciego, wieża ciśnień, mnóstwo fundamentów niewiadomego pochodzenia oraz kanały naprawcze. Wszystko to pokryte jest kilkudziesięcioletnią, dziką roślinnością - jeden nieostrożny krok, albo przebywanie po zmroku może się źle skończyć. Wybierasz się tu ? - uważaj na siebie.

piątek, 17 czerwca 2016

Dolny Śląsk - finisz.


Po opublikowaniu wszystkich wpisów ze Śląska jakie miałem w planie, przyszedł czas na małe podsumowanie. Największą nowością i niewiadomą zarazem, był dla mnie solowy wyjazd. Zawsze miałem jakieś towarzystwo. Tym razem nikomu nie pasowało, a ja urlop miałem już zaklepany. Szkoda było go marnować. Mimo początkowych obaw okazało się, że nie taki diabeł straszny... Oczywiście jak ze wszystkim - są plusy i minusy, ale o tym innym razem.
Z szesnastu zaplanowanych do odwiedzenia miejsc, tylko trzech nie udało mi się zobaczyć. Tereny przez które jechałem, przed wojną należały do naszych zachodnich sąsiadów. Wiele domów, często dużych, wielorodzinnych budowano wówczas z czerwonej cegły. W ceglany mur wplatano różnokolorowe motywy, a dachy kryto fantazyjną dachówką. Takich chałup na Śląsku jest całe mnóstwo. Na ogół robią one - przynajmniej okiem laika - dobre wrażenie, ale sporo jest też takich zapomnianych, gdzie czas zrobił swoje.

poniedziałek, 9 maja 2016

Nieproszeni goście.


Obudziłem się w środku nocy, było parę minut przed północą, albo po, nie pamiętam. Pamiętam tylko, że przez myśl przebiegło mi, że dość dziwna godzina mi się trafiła. Nad głową miałem księżyc w pełni i byłem kompletnie sam, na jakimś rżysku, schowany za krzakami. Chciał nie chciał, w takich chwilach wyobraźnia zaczyna płatać figle i przypominasz sobie te wszystkie obejrzane kiedyś horrory i te wszystkie opowieści dziwnej treści... Wyjrzałem z namiotu, ale na polu nic szczególnego się nie działo. Było na tyle widno, że wyraźnie widziałem linię ciemnego lasu  przed sobą i owe bielące się rżysko. Wiał delikatny wietrzyk, a krzaki obok mnie łagodnie szumiały. Dobrze, jak wszystko co dzieje się wokół, potrafimy w racjonalny sposób wytłumaczyć. Ja tak właśnie zrobiłem i mogłem spokojnie wrócić do rozmyślania o niebieskich migdałach.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Parowozem za grosze.


Po nocy spędzonej w miękkim łóżku, pod dachem, a poprzedzonej kolacją z prawdziwego zdarzenia mogłem się spodziewać, że dziś Pani Irena też nie "wypuści" mnie tak łatwo. Nie myliłem się - na kuchennym stole czekało na mnie przygotowane wcześniej śniadanie. Kurcze ... są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. Tacy prawdziwi - nie tylko w słowach i na pokaz przed ołtarzem, ale w czynach.
Oczywiście zapisałem sobie adres - trochę na pamiątkę - bo może jeszcze kiedyś ich odwiedzę, ale przede wszystkim aby wysłać wspólną fotografię jaką sobie strzeliliśmy.
Start do kolejnego etapu przedłużał się, ale nie miało to już dla mnie żadnego znaczenia. Nadwyżka czasowa jaką wypracowałem sobie do tej pory dawała mi ten komfort, że nie musiałem się już nigdzie spieszyć. Po wszystkich tych korowodach, śniadaniach, zdjęciach i pożegnaniach musiałem jeszcze ogarnąć mocowanie lewej sakwy. Dzień wcześniej klucząc po bezdrożach Gór Sowich urwałem przy bagażniku dolny zaczep.  Do prowizorycznego zamocowania wykorzystałem jedną z trzech gum jakimi spinam (na dziada) cały górny majdan.

piątek, 22 stycznia 2016

Stalag Luft III - wielka ucieczka



Stalag Luft III, lipiec 1943 roku. Przywódca uciekinierów Roger Bushell ułożył plan w myśl którego 200 jeńców miało zbiec ze strzeżonego obozu. Przez trzy miesiące drążyli ziemię, używali desek z łóżek, łyżek oraz puszek przysyłanych w paczkach Czerwonego Krzyża. Wykopali trzy drogi ucieczki, którym nadali imiona: Tom, Dick i Harry, ale Niemcy mieli pokrzyżować ich plany. Zaczęli budowę nowego sektora tuż nad szybem wyjściowym z tunelu Dick. Co gorsza, w październiku odkryli także Toma. Ludziom Bushella został tylko jeden tunel, leżący na głębokości 10 metrów Harry.
Przytoczone wydarzenia miały miejsce na terenie dzisiejszej Polski nieopodal Żagania. To nie jakaś nudna historia. To opowieść o jednej z największych tego typu ucieczek w dziejach wojny.

środa, 6 stycznia 2016

[Radom i okolice] Studzianki Pancerne.


Dzisiejsza trasa to przykład pełnej spontaniczności z mojej strony. Wcale nie miałem zamiaru jechać tam gdzie pojechałem, ani nie byłem na to przygotowany - co zobaczyć, ciekawostki, historia itp. Pierwotnie miałem w planie pojechać pociągiem do Skarżyska Kamiennej, ale tenże w ostatniej chwili mi zwiał, no i żeby nie tracić niedzieli wybrałem przeciwległy kierunek czyli Warkę. Mimo zerowego przygotowania wycieczka wyszła całkiem fajna i myślę, że ciekawa.
Po godzinnej podróży moje stopy stanęły na ziemi wareckiej. Pierwsze co przyszło mi na myśl to rynek. Byłem w Warce setki razy, głównie służbowo i przejazdem, ale wareckiego rynku nie widziałem nigdy. Teraz nareszcie będzie ku temu okazja - bez pośpiechu, turystycznie...czyli tak jak lubię :-)

sobota, 19 grudnia 2015

O tym jak włóczyłem się po lesie szukając ... cementu :)



Uwielbiam rowerowe wypady m.in. za stan umysłu w jaki mnie wprowadzają. Że nie jestem w stanie absolutnie niczego przewidzieć. W domu wszystko jest oczywiste, każdy krok, każda droga i każdy kamień są nam znane. W podróży wszystko jest niewiadomą. Czy szlak którym jadę jest dobry ? Co jest za kolejnym zakrętem ? Gdzie wieczorem będę spał ? Czy spotkam na swej drodze ludzi dobrych czy może seryjnego mordercę ? Każdego dnia prowadzi mnie los i wierzę, że ten los będzie łaskawy. Oczywiście myślę pozytywnie i polegam na własnym instynkcie. Inaczej nie ruszyłbym się z domu na krok.

W drodze zawsze zakładam, że noclegu będę szukał u dobrych ludzi, oczywiście  w porozumieniu z głosem wewnętrznym czyli wspomnianym instynktem, ewentualnie na dziko. Ale co zrobić jeżeli noc zastanie w takim np: Karpaczu ? Ciężka sprawa, zważywszy że Karpacz to turystyczna maszynka do zarabiania pieniędzy na wczasowiczach.  Ja tak właśnie wylądowałem i widząc szereg tablic z napisem: Wolne pokoje od razu dałem sobie spokój. Kwaterę znalazłem bez trudu, niestety, moje ładne oczy tym razem nie zadziałały bo właścicielka, nawet dla strudzonego drogą samotnego rowerzysty nie spuściła ani grosza z ceny. G**no ją to obchodziło. Ja w zamian wykorzystałem lokum na maksa ładując do pełna wszystkie elektroniczne zabawki i do późna w nocy oglądając jakiś tam film w telewizji.

sobota, 21 listopada 2015

Wybieramy prezent dla sakwiarza.



Super prezent ! Co za niespodzianka ! Zawsze o tym marzyłem, skąd wiedziałaś, że tego właśnie potrzebuję ... itd. , itp. ...

Któż z nas nie chciałby usłyszeć potoku takich miłych, szczerych słów, podczas wręczania prezentu. Chyba każdy. To najzwyczajniej przyjemne móc komuś sprawić przyjemność trafionym prezentem. Pomysłem na upominek może być wszystko, począwszy od gadżetu za kilka złotych na drogim prezencie skończywszy. Ważne by wcześniej przeprowadzić rozpoznanie, czego solenizant aktualnie potrzebuje, o czym marzy... Naszą wtyczką niech będzie: dziewczyna, chłopak, mąż, żona, przyjaciel, rodzic... et cetera. 
Czasem, zamiast kolejnego, nikomu nie potrzebnego kubka warto połączyć siły i wspólnie zrobić zrzutkę na coś porządniejszego. Jeżeli jubilat ma jakąś pasję to dobrym pomysłem może być coś, co przyda się w uprawianiu tejże pasji.

piątek, 6 listopada 2015

Żagańskie lato 1965 roku.



Tego pamiętnego lata, mała, nic nie znacząca mieścina, na kilka miesięcy stała się kulturalną... taką przez duże K, stolicą Polski. To co wówczas miało miejsce, już na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców i historii miasta. Dziś po 50 latach, nadal w wielu żagańskich domach zapisane na filmowej taśmie wydarzenia są odtwarzane podczas uroczystości rodzinnych. Spacerując po mieście można natknąć się na akcenty nawiązujące do tamtych lat jak chociażby rondo Czterech pancernych i psa zwane przez miejscowych z racji kształtu podpaską.
Mowa oczywiście o kultowym polskim serialu pt: "Czterej pancerni i pies". I mimo, że historyczni puryści kwestionują obraz Konrada Nałęckiego jako fałszujący II Wojnę Światową, to dla żaganian nie ma to żadnego znaczenia. Wielu mieszkańców miało wówczas okazję zagrać w serialu, czy to w roli statystów czy nawet odgrywając poważniejsze rólki. Nie dziwi zatem, że serial przy każdej okazji jest tu chętnie oglądany i traktowany niejako jak rodzinna pamiątka.

sobota, 17 października 2015

Pstrąże - miasto widmo...



W poszukiwaniu ciekawych miejsc i budynków trafiłem do małej zapomnianej miejscowości o nazwie Pstrąże. Jeszcze nie tak dawno za sprawą stacjonujących tu czerwonoarmistów miejsce to było ściśle tajne i nie widniało na żadnych mapach. Dziś już tak nie jest, ale mimo wszystko niełatwo tu trafić. Miasto widmo leży przy głównej trasie wiodącej z Bolesławca do Szprotawy. Ukryte w leśnych ostępach Borów Dolnośląskich, nie kieruje doń żaden drogowskaz, bo i zresztą po co. Nie ma tam nic i żaden normalny, szanujący się obywatel nie ma potrzeby odwiedzania takich miejsc. Co innego ja - nienormalny....

środa, 30 września 2015

Dolny Śląsk - dzień trzeci



Rano wszystko mokre, krople rosy dosłownie na wszystkim. Począwszy od gum do mocowania bagażu, poprzez calutki rower, na namiocie skończywszy. Moja starodawna dwójeczka z pałąkami w środku jest dla mnie, prawie 2-metrowego dryblasa stanowczo za mała. Widzę od środka jak krople wody wiszą nade mną - to już efekt kondensacji pary wodnej. Sam nie wiem czemu czasem jest tak, że zachucham cały środek do tego stopnia, że właśnie krople wiszą, a czasem jest suchutko. Tak czy inaczej tego ranka było mokro i zimno. Pozwoliłem sobie leżeć do 7:30. Wychodząc na zewnątrz potrącam jeden z dwóch pałąków podtrzymujących konstrukcję namiotu i wywołuję mały deszcz :-) Nie czekając, aż wszystko wyschnie zwijam się i pół godziny później już jestem w drodze.

wtorek, 15 września 2015

Dolny Śląsk - dzień drugi.



Drugiego dnia mojego pobytu na Dolnym Śląsku od rana cały czas z niewielkimi przerwami padało. Nie był to jakiś duży deszcz, ale jednak. Dzięki Piotrkowi z którym w 2012 przejechałem wschodnią ścianę Polski byłem na to przygotowany. Tym samym uniknąłem składania mokrego namiotu, a potem jego suszenia . Piotr regularnie dla mnie monitorował pogodę za co dzięki mu WIELKIE :-) Według jego prognoz miało zacząć padać punktualnie o 5.30 rano, ale... NIE SPRAWDZIŁO SIĘ. Zaczęło 2 minuty wcześniej czyli o 5.28. Ja w tym czasie już byłem spakowany i w zasadzie gotowy do drogi. Nie wypadało jednak tak bez słowa zniknąć z podwórka na które dzień wcześniej zostałem zaproszony.

czwartek, 3 września 2015

Legnica - opuszczony poradziecki szpital.



Legnica jest pierwszym większym miastem na mojej liście. Liście rzeczy do zobaczenia na Dolnym Śląsku. Koła mojego rowerka najpierw kieruję tradycyjnie do centrum, zobaczyć starówkę, zamek, ale tak naprawdę jak magnez przyciąga mnie inny legnicki obiekt. Dawny poradziecki szpital, bo o nim mowa niegdyś wchodził w skład około 1200 różnych budynków zlokalizowanych na terenie miasta. Najokazalsze obiekty użyteczności publicznej były wówczas do wyłącznej dyspozycji Rosjan. Tereny przez nich zajęte, zwane kompleksami były miejscami niedostępnymi dla polskiej ludności, a całość otaczał strzeżony przez uzbrojonych wartowników dwumetrowy mur. Największy kompleks, liczący 39 ha, nazywany potocznie "kwadratem" obejmował najbogatszą i najpiękniejszą dzielnicę miasta - Tarninów.

poniedziałek, 27 lipca 2015

O tym, że warto mierzyć siły na zamiary, czyli historia pewnego zakładu.


W moim mieście funkcjonuje grupa rowerowych zapaleńców, którzy często gęsto umawiają się na wspólne kręcenie z zacięciem sportowym. "Przejażdżki" nastawione są na uzyskanie odpowiedniego (czytaj: dobrego) wyniku. 
Prezes Szymon bardzo chwalił się ostatnio na swojej stronie Radomski Ruch Rowerowy - 3R że pokonali 100 kilometrów w czasie 3 godzin. Na dodatek pod wpisem znalazły się komentarze w stylu: WOW co za wynik, niesamowite... i takie tam. 

Co to do cholery za wynik ! Przecież ja na swoim osiołku i oponach 2,1 osiągam prędkości niewiele mniejsze - no..., może nie na dystansie 100 kilometrów :-) Natomiast mając do dyspozycji taką kolarkę jak oni - wynik powtórzę z palcem w nosie i w ogóle niech nie robią popeliny. Nie raz widziałem na Eurosporcie relacje z TdF i wiem jak takimi kolarkami idzie zapierdzielać. Co Oni mi tu będą gadać - amatorzy. Oczywiście zamieściłem pod wpisem stosowny komentarz - przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

poniedziałek, 25 maja 2015

[Radom i okolice] Wycieczka do Dęblina


Pociąg do Dęblina odjeżdżał z radomskiego dworca punktualnie o 8.30. Dzień wcześniej dałem info na stronie, że chętni mogą się przyłączyć do wycieczki, ale szybko okazało się, że jadę sam. Może to i lepiej. Jadąc w "nieznane" mógłbym być czasem upierdliwy dla współtowarzyszy wycieczki kręcąc się w kółko w poszukiwaniu jakiegoś obiektu czy miejsca. Na załączonej mapce trasa zawsze wygląda tak prosto. W rzeczywistości nieraz trzeba się naszukać tego czy owego. 

Po godzinnej podróży wysiadłem na stacji w Dęblinie i od razu, jakby na dzień dobry przywitał mnie ciekawy kolejowy eksponat...

sobota, 18 kwietnia 2015

Projekt 500


Jak daleko da się zajechać o własnych siłach ? Gdzie jest granica pomiędzy przyjemnością, bólem i w końcu fizycznym wyczerpaniem ? Podobno w każdym z nas oprócz siły, tej z mięśni, drzemie jeszcze ta druga - siła psychiczna. Siła, która popchnie do przodu kiedy nogi przestaną już "podawać". Starzy rowerowi wyjadacze zwykli mawiać, że wszystko jest w głowie. Nawet najsilniejszy kolarz nie da rady, kiedy w chwili kryzysu jego psycha okaże się słaba.
Nie inaczej jest ze mną, zwykłym facetem po czterdziestce. Też jestem ciekaw (tym bardziej w tym wieku) na co mnie jeszcze stać, ile jestem wart. Pamiętam film "Czterdziestolatek" i scenę w której głównego bohatera inż. Karwowskiego (A. Kopiczyński) zabiera karetka do szpitala.
Projekt 500 to ambitny plan pokonania 500 kilometrów w trzy dni - oby nie zakończyło się to w szpitalu jak w przypadku Karwowskiego...

środa, 18 marca 2015

Kolano sportowca, czyli jak zadbać o stawy.


To problem tak powszechny obecnie, że śmiało można by uznać tę dolegliwość za chorobę XXI wieku. Na rowerowym forum, gdzie czasem coś tam się udzielam, regularnie pojawiają się tematy dotyczące bólu kolan. Tu już nie chodzi tylko o niemożność jazdy na rowerze. Kolana dają znać o sobie również przy wchodzeniu po schodach czy też wtedy kiedy musimy przez dłuższy czas przebywać w jednej i tej samej pozycji np: w samochodzie. Co robić ? Czy to oznacza koniec rowerowej pasji ? Czy czeka mnie wózek inwalidzki, albo będę chodził(a) o kulach ? Przecież mam dopiero 20 lat !!!
Spokojnie. Może nie jest aż tak źle.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Bieszczady zimą, czyli w co się bawię jak nie jeżdżę na rowerze.


Przyzwyczajony do codziennej letniej aktywności w postaci roweru, zimą nudzę się jak przysłowiowy mops. Wyjdę co prawda czasem z dzieckiem na sanki, do sklepu czy "pobiegam" po kanałach (telewizyjnych), ale przecież to nie to samo. Siedzący tryb życia wyraźnie mi nie służy, lubię jak coś się dzieje, ale niestety w zimie niewiele się dzieje. Mój rower stoi sobie oczywiście zwarty i gotowy w każdej chwili, ale w kwestii jazdy zimą pozostaję niezmiennie konserwatywny. Nigdy nie jeździłem, nie jeżdżę i raczej nie będę jeździł. Zresztą pisałem już o tym tutaj i nie ma sensu się powtarzać.
Siedząc tak i nudząc się, wymyślam sobie różne inne aktywności i tak na ten przykład wymyśliłem sobie, że będę zdobywał górskie szczyty. Tak się składa, że pomysł nie jest nowy, bo co roku sobie to obiecywałem i co roku nic z tych planów nie wychodziło.  DO TERAZ.

sobota, 24 stycznia 2015

Toskańska przygoda - przygotowania, czyli jak to wszystko się zaczęło.


Ten wpis to krótkie streszczenie tego, co działo się, zanim rozpoczęła się nasza włoska wyprawa. Dlaczego dopiero teraz to piszę, a nie na samym początku całej serii ? Pomysł na ten post zrodził się w mojej głowie trochę za późno. Wtedy, kiedy już któryś tam z kolei odcinek naszych przygód był opublikowany, więc nie było innego wyjścia jak tylko dać to na końcu. W sumie trochę tak na deser - bo to co się działo na tydzień przed wyjazdem to istna wariacja. Nie raz się mówi, że czas płynie wolno lub szybko. Wtedy, za sprawą miliona rzeczy do załatwienia i kłopotów jakie w międzyczasie wynikły - czas gnał jak szalony. Posłuchajcie...

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Toskańska przygoda - finisz.


Po 7 dniach od wyjazdu z Prato nasza wyprawa powoli dobiega końca. Z pomocą włoskich kolei zatoczyliśmy całkiem pokaźną pętlę, a teraz przed nami ostatnie, największe miasto. Z 1000 zaplanowanych kilometrów udało się zrobić około 600, w związku z czym okazało się, że będziemy u celu dokładnie dzień wcześniej.

Mówią o niej, że to stolica Toskanii, prawie 400-tysięczne miasto. Lista zabytków, które według wujka google trzeba zobaczyć - dłuższa niż gdziekolwiek indziej - Florencja, bo o niej mowa powinna być więc obowiązkowym punktem na liście zwiedzanych miejsc. My trafiliśmy tu po południu, czyli właśnie w szczycie turystycznego uniesienia.

niedziela, 7 grudnia 2014

San Gimignano i jak wybierałem prezent z podróży dla żony


Nocleg wypadł w okolicach Poggibonsi, jakieś paręnaście kilometrów przed San Gimignano, naszym przedostatnim celem przed Florencją i docelowym Prato. Norbert prawiąc nam o tym miejscu wspominał coś, że to taki odpowiednik nowojorskiego Manhattanu. Korciło mnie tego wieczora, aby wsiąść na rower i podskoczyć tam "na lekko", bez bagaży.  Lubię fotografować miasta nocą, a wizja szklanych domów sięgających chmur i do tego zapewne pięknie oświetlonych działała na mnie jak magnes.

środa, 26 listopada 2014

Siena i nadgorliwy kościelny...


Siedzę na przykościelnym parkingu na wylotówce w jakiejś dziurze. Siedzę i oczom własnym nie wierzę. Ulicą co chwila jadą kolarze..., tacy zwykli - amatorzy, ale na kolarkach i w kolorowych strojach. Przekrój wiekowy ogromny, jadą w kilkuosobowych grupkach, jak i samotnie. Niby nic, w końcu u nas też czasem jadą..., ale kiedy mija 10...20...30 minuta, a Ci dalej jadą i to w nie mniejszym natężeniu, zaczynam się dziwić coraz bardziej. Nie wygląda mi to na zorganizowaną grupę czy jakiś klub kolarski. Ot zwykli, przypadkowi ludzie, którzy postanowili pojeździć w ten słoneczny, niedzielny poranek.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Najpiękniejsze toskańskie krajobrazy...


Sobota, 4 października roku Pańskiego 2014. Po porannej krioterapii podążamy dalej, teraz już na północ, już bliżej jak dalej do mety tej krótkiej wyprawki. Okrojenie pierwotnej trasy z Rzymu i Asyżu spowodowało, że teraz dla odmiany mamy czasu pod dostatkiem.

Dziś odcinek trasy między Pienzą, a San Quirico d`Orcia, uznawany przez znawców tematu za najpiękniejszy w Toskanii. Zanim jednak tam dotrzemy przed nami wspomniana Pienza.