Słowacki Raj to kolejny kierunek jaki
obraliśmy wspólnie tj Piotr, Maciek i ja. Ciągnęło mnie tu od dawna, a
to za sprawą zdjęć jakie widywałem u znajomych. Oczywiście cztery dni
to mało by chociaż w połowie zobaczyć wszystkie atrakcje, ale zawsze
będzie po co wracać w przyszłości. Głosowałem za tym by z racji super
ciekawych szlaków pieszych majówkę w całości przeznaczyć na chodzenie.
Ostatecznie stanęło na tym, że dwa dni jeździmy i dwa dni chodzimy.
Jako, że strona jest o rowerach to na nich się skupię w swoim opisie.

Kwaterę udało nam się znaleźć w małym
miasteczku Smiżany w cenie 8 euro za dobę. Zabudowa Smiżan to w 90 %
prywatne domy, dwa kościoły, Lidl, a w samym środku tego wszystkiego ni z
gruszki ni z pietruszki trzy czy cztery wieżowce. Dziwnie to wyglądało.
Po rozpakowaniu bambetli i odpoczynku dosiadamy rowerki, żeby jeszcze
trochę popedałować. Mamy kilka godzin do zmroku. Jedziemy do oddalonego o
kilka kilometrów Cingova. Tu wskakujemy na pierwszy lepszy szlak
kontrolując, by za bardzo się nie oddalić (uroki samochodu). Szlak
pieszy wymusza nie raz zejście z roweru na co trudniejszych odcinkach i
jego przeniesienie na plecach. Po zrobieniu niewielkiej pętli wracamy do
naszego słowackiego gospodarza na noc.
 |
Panorama Smiżan |

Drugiego dnia na poczekaniu wymyślamy nowy plan. Drogą nr. 536
jedziemy do Nowej Spiskiej Wsi, gdzie skręcamy w lewo w drogę 533 do
Lewoczy. Po siedmiu kilometrach jesteśmy na miejscu. Lewocza, dzięki
swoim zabytkom architektury, to jedno z najważniejszych miast Słowacji. Zatrzymaliśmy się przed gotyckim kościołem Świętego Jakuba
wybudowanym przed 1400 rokiem, drugim największym kościołem na Słowacji.
Przed ratuszem stoi klatka hańby z 1600 roku. Służyła do karania
kobiet, które chodziły po zmroku po ulicach miasta bez towarzystwa
mężczyzny. W klatce zamykano zwykle na 24 godziny. Na północ od centrum
miasta jest strome wzgórze, Góra Mariańska. Na jej szczycie stoi kościół
Nawiedzenia NMP, obecnie bazylika mniejsza. W 1995 roku odprawiał tu
mszę nasz papież Jan Paweł II. Pamiątką tego wydarzenia jest drewniany
ołtarz papieski przed kościołem. W cieniu bazyliki uzupełniamy brakujące
kalorie i po szalonym zjeździe z Mariańskiej Góry kierujemy się na
zachód w kierunku miasteczka Spissky Stvrtok i dalej przez Hrabusice do
miejscowości Podlesok. Tu i w Cingovie rozchodzi się większość szlaków
pieszych i rowerowych. Ponieważ godzina jest jeszcze młoda decydujemy
się pojechać drogą koło kempingu choć parę kilometrów w górę. Wspinamy
się na wzniesienie o nazwie Rumanowa (927 m.n.p.m.). Droga doprowadza
nas do przełęczy gdzie krzyżują się trzy szlaki: Stredne Piecky, Sucha
Biała i Mały Kysel. Mnie i Piotrka ten podjazd kosztował wiele. Maciek
niewyżyty (w jeździe), śmieje się i mnie drażni. Jakby tego było mało,
wkurzam się na szwankujący tylny hamulec w moim rowerze. Pora wracać.
Powrót tą samą drogą przy czym w Hrabusicach skręcamy w prawo w polną
dróżkę. Według mapy doprowadzi nas ona wprost do Smiżan. Ten odcinek
okazuję się wyjątkowo malowniczy. Z prawej las i łagodne wzgórza w
oddali. Z lewej niesamowite, puste przestrzenie. Z prawej zielona łąka, z lewej brązowe gładkie pole. Ciemne burzowe niebo wspaniale kontrastowało z otoczeniem. Miałem nieodparte wrażenie, że to nie Słowacja tylko bezkresne stepy Mongolii.
 |
Góra Mariańska |
 |
Wnętrze Bazyliki Nawiedzenia NMP |
 |
Panorama Lewoczy. |
Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu przy przydrożnym krzyżu. Na prawo w oddali widać było malutką wioskę. Skupisko niewielkich, bardzo skromnych chatek jedna przy drugiej, połatane dachy, biegające wokół dzieci. Mężczyźni konsumujący na środku drogi bliżej nieokreślony trunek, kobiety niosące wodę w wiadrach.
Codzienne życie. Wioska wyglądała jakby żywcem przeniesiona z krajów
trzeciego świata. Okazało się, że to cygańska osada. Nie mieliśmy odwagi
zbliżać się więc z odległości 300-400 metrów staliśmy i obserwowaliśmy.
Co ciekawe, przez jej środek przebiega szlak, którym to w naszym
kierunku szło z plecakami dwóch turystów. To Polacy, obaj z Częstochowy.
Wymieniliśmy kilka zdań. Panowie odradzili nam zbliżanie się. Sytuacja
według nich, gdy przechodzili przez wioskę, była co najmniej
nieprzyjemna żeby nie powiedzieć niebezpieczna. Pstryknąłem kilka zdjęć
wykorzystując ZOOM. Kiedy już mieliśmy ruszać w dalszą drogę okazało się
o zgrozo, że w rowerze Maćka nie ma powietrza w tylnym kole. Złośliwość
rzeczy martwych. Cholerne koło nie miało się gdzie zepsuć tylko TU ? Z
cyganami na karku. Oczami wyobraźni ujrzeliśmy rozsierdzonych
mieszkańców wioski idących w naszym kierunku, by dać nam nauczkę za
gapienie się i robienie im zdjęć bez pytania. Wzięliśmy się pospiesznie
za wymianę dętki, bacznie obserwując przy tym co się dzieje dookoła. Na
nasze szczęście cyganie całkowicie nas zignorowali.
To nie był koniec przygód tego dnia.
Nie minęło kilka kilometrów, a to samo koło znów nawaliło. Okazało się,
że w oponę było wbite szkło i przebiło nową dętkę. Zawsze podczas
naprawy należy dokładnie obejrzeć oponę pod tym kątem. Widać było że
Maciek ma już dość. Koło oczywiście naprawiliśmy, tym razem skutecznie i
wieczorem zajechaliśmy do Smiżan.
 |
Pechowe koło |
 |
Cygańska osada |
Podsumowanie
Wycieczka z małymi wyjątkami była udana. Oczywiście zobaczyliśmy tylko
mały wycinek "raju". Warto się tam wybrać na dłużej tym bardziej, że
nie jest daleko (z Radomia do Smiżan 370 km), a ceny są porównywalne z
naszymi, jeżeli nie taniej. Sieć ścieżek rowerowych może nie powala, ale
jest gdzie pojeździć. Oprócz roweru koniecznie zabierzcie ze sobą
porządne buty do pieszych wędrówek. To nie będzie żadna zdrada, tylko
tak poznacie to miejsce do końca, a warto. Szlaki często prowadzą dnem
krętych, skalnych wąwozów żłobionych przez wodę od tysięcy lat. Co krok
wodospady spływające z wielkich pionowych ścian. Ktoś kiedyś wpadł na
prosty i zarazem genialny pomysł, by na tych ścianach pozawieszać
drabiny. Inaczej zresztą taki wąwóz byłby nie do przejścia dla zwykłego
turysty. Atrakcją może być też przełom Hornadu. W najwęższych miejscach
szlak pokonuje się ciągiem stalowych podestów
przymocowanych do pionowej ściany, kilka metrów nad nurtem rzeki (fotografia obok). Osoby z lękiem wysokości lub z małymi dziećmi powinny omijać te szlaki.
Dużym zaskoczeniem dla nas byli cyganie. Spotkać ich można było niemalże na każdym kroku. Widywaliśmy całe osiedla i wioski cygańskie.
Tak jak na początku pisałem, wycieczka była udana, ale dla mnie nie do końca. Jeżdżę na rowerze marki GIANT wyposażonym w ich firmowe hamulce hydrauliczne o symbolu MPH-3. Kiedy kilka lat temu kupowałem ten rower, byłem napalony na te hamulce. Teraz, niestety nie mogę o nich nic dobrego powiedzieć. O ile przedni na razie nie sprawia problemów, to z tylnym są wieczne problemy. Począwszy od konieczności częstej regulacji na samoistnym blokowaniu koła (przy dużym obciążeniu) skończywszy. Może trafiłem na felerny egzemplarz, nie wiem. Wiem, że przyjemności z jazdy czasem nie było.
Wyświetl większą mapę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).