Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

piątek, 27 kwietnia 2018

Osiołek po czterdziestce.



Minęło 13 lat odkąd ujeżdżam poczciwego osiołka, a ponieważ niedawno jego koła nawinęły okrągłe 40 tysięcy kilometrów - pora na małe podsumowanie. Nie planowałem takowego wcześniej, ale teraz myślę, że to dobry pomysł. Taka forma testu długodystansowego. Coś wzorem aut, gdzie takie sprawozdania robi się przeważnie po 100 tysiącach. Co się przez ten czas popsuło ? Co  niedomagało  ?  A co bezbłędnie przetrwało próbę czasu ? - jesteście ciekawi ?
 
Giant, model Terrago, rocznik 2005. Kupiłem go za równowartość 3200 zł. Wiem, wiem... w markecie można nabyć taniej :) ale dziś z perspektywy czasu uważam, że wart był każdej wydanej złotówki. Kiedy był nowy i lśniący doświadczałem  czasem zabawnych sytuacji, gdy w rozmowie ktoś postronny, przecierając oczy, nie mógł rozumem pojąć, jak można wydać tyle pieniędzy na rower :)

- Panie !!!... co ten rower ma takiego w sobie, że tyle kosztował ?  



Ano najwyraźniej coś ma. Coś, co pozwoliło w dobrej kondycji pokonać ten dystans. Coś, czego próżno szukać we wspomnianym markecie nastawionym na tani szajs. Co to takiego ?

Jakość panie... jakość.


Chociaż ostatnimi czasy coraz częściej słyszę o jakości (?) współczesnych komponentów. Że to już nie to, co kiedyś.  Mój osiołek chyba reprezentuje jeszcze dawną szkołę budowania rowerów. Czasy, w których nikt nie wyliczał, ile dana część ma posłużyć. Owszem, trafiały się buble, ale co było udane, działało latami. Poniżej przedstawiam szczegółowy opis poszczególnych elementów Gianta .

Obręcze + szprychy.

Nie mam na ich temat zbyt wiele do powiedzenia. Urwaną szprychę czasem musiałem wymienić - głównie w tylnym kole, ale zdecydowana większość jest jeszcze oryginalna. Obręcze poza kilkoma zadrapaniami i śladami po uderzeniu kamienia są niezmiennie wzorcowo proste. Bez zastrzeżeń.


Piasty.

No name, całe czarne bez napisów, ale firma ostatniego badziewia raczej nie wsadziła, bo poza normalnym, okresowym serwisem na ogół nie sprawiają problemu. Na ogół... bo raz jeden jedyny przednia spłatała mi nie lada figla. To historia, która urosła do rangi przygody. Takiej, którą z wypiekami na twarzy opowiada się przy ogniskach. Pękła mi w niej ośka, ale żeby było ciekawiej, działo się to we włoskim Prato koło Florencji. Defekt zauważyłem na samym początku wyprawy podczas wypakowywania klamotów z samochodu, którym tam dojechaliśmy.

 Uszkodzona piasta.

Do dziś zastanawiam się jak to się stało, że wcześniej nie zauważyłem nic podejrzanego, żadnego luzu - po prostu nic. Ciekawostką pozostaje fakt, że z piastą w takim stanie musiałem jeździć już wcześniej - jak długo ? Tego nie wie nikt.

Hamulce.

Giant do swoich konstrukcji montował hydrauliczne hamulce tarczowe o symbolu MPH. Wydawałoby się, że skoro hydrauliczne i do tego tarczowe, to będzie żyleta. NIC BARDZIEJ MYLNEGO !  To stare, toporne hample, których sprawność pozostawia wiele do życzenia.
Czasem doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Najczęściej samoistnie blokując koło po silnym rozgrzaniu, np: na zjeździe.

 
Równie notorycznym felerem było obcieranie klocków o tarcze hamulcowe i "dzwonienie" przy prędkości ok. 30 km/h.  Co ja się naprzekładałem tych podkładek dystansujących.. a ile pogubiłem :) Wiele razy w złości zaglądałem głębiej do portfela z zamiarem sprawienia sobie czegoś nowego, lecz zawsze coś stawało na przeszkodzie. Ostatecznie MPH-y pozostały ze mną. Przez te paręnaście lat mimo zgrzytów dotarliśmy się do siebie nawzajem. Jak stare dobre małżeństwo. Piętą achillesową tych hamulców jest płynący w jego przewodach DOT 4. Silnie higroskopijny płyn niezbyt dobrze sobie radzi akurat w tej konstrukcji. A może to konstrukcja nie jest doskonała ???  Tak czy inaczej wieloletnia eksploatacja i obserwacje utwierdziły mnie w przekonaniu, że do ich poprawnego działania wystarczy raz w roku zmienić płyn na nowy. Odkąd trzymam się tej zasady MPH-y stały się niezawodne i praktycznie bezobsługowe.

Przerzutki + manetki.

Zarówno jedno jak i drugie, to Shimano Deore. Wszystko nadal działa jak należy. 40 tysięcy to dla nich pikuś.  Lewa manetka raz na podjeździe przed Zieloną Górą przestała mi działać. Przyczyna okazała się banalna. Wcześniej zmieniałem jej ustawienie względem kierownicy i w wyniku tej zmiany naprężyłem niechcący manetkę. Naprawiła się samoistnie, gdy tylko usunąłem naprężenia wracając do dawnych ustawień.

   

Amortyzator.

Jego nazwa i symbol, to Marzocchi EXR. To powietrzny damper, który jest kolejnym oryginalnym elementem mojego roweru. Parę lat temu niewiele brakowało, a zmieniłbym go na coś nowego. Stary marcok wydawał wówczas z siebie jęki, zgrzyty i różne inne dziwne dźwięki. Wstyd było tak jeździć. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Szymon Zacharski z Twój Rower Radom. Dzięki niemu amorek działa do dziś. Ciekawostką jest fakt, że Marzocchi EXR przez te wszystkie lata i kilometry legitymuje się zerowym luzem !



Rama.

Sercem każdego roweru jest rama. Moje rowerowe serce w roku 2012 po powrocie ze wschodniej ściany przestało bić... Jak dotąd piękna, hydroformowana rama pękła na łączeniu górnej rury z podsiodłową.  Byłem zrozpaczony. Tyle pieniędzy w błoto. A teraz że co ?.. miałem znowu wyjąć kolejne trzy tysiące na nowy ?  Porażka...

Po raz kolejny uśmiechnęło się do mnie szczęście. Mój kolega, z zawodu spawacz zaoferował się, że naprawi mi rowerek. Wiem, że ramy nie powinno się spawać, bo ogólnie to bardzo trudna, wręcz niewykonalna sztuka. Nic nie tracąc postanowiłem spróbować,  Bo jak się nie uda, to zezłomować zawsze zdążę.

  
Jak widać na powyższym zdjęciu, operacja się udała. Pacjent przeżył i odpukać, po dziś dzień czuje się dobrze. Osiołek dostał dwa solidne wzmocnienia w kształcie trójkąta. Albert, mój prywatny i oswojony spawacz, spisał się na medal. Całość jest wykonana do tego stopnia perfekcyjnie, że wygląda na fabrykę.

Suport.

Oryginalnie Giant miał założony tzw. kompakt. Z czasem zamarzyło mi się mieć nowszy, efektownie wyglądający hollowtech z otworem na wylot. Marzenie oczywiście spełniłem, ale teraz z perspektywy czasu stwierdzam, że stare rozwiązanie było trwalsze. W moim przypadku raz na dwa lata muszę wymienić łożyska.


Stery.

Oryginalne padły na gościnnych występach w Austrii. Na szczęście dałem radę dojechać do domu. Obecnie założyłem Ritchey'a.


Ot i wszystko w tym temacie. Podsumowując, przez te 13 lat użytkowania nie dałem serwisom zarobić zbyt wiele. A jak już mowa o mechanikach, to czasem przesiaduję u takiego jednego i widzę, co ludzie przyprowadzają (o zgrozo) do naprawy. Dobrych rowerów jest na rynku procentowo więcej niż jeszcze kilka lat temu. To cieszy, ale tylko troszkę, bo w dalszym ciągu nie brakuje totalnych trupów. Przyprowadzi typ jeden z drugim taką strychninę i mówi:  

proszę zrobić przegląd... hamulce blokują i coś przepuszcza. 
Ile to będzie kosztować ?

Ano blokują, bo trudno żeby działały poprawnie skoro obręcz ma bicie po centymetrze w każdą stronę. Za chwilę okazuje się, że konusy w piastach też nie lepsze, a kulki przemieliło. 

 Panie... coś mi przepuszcza...

Napęd ? Napęd nie istnieje. Został zjechany do tego stopnia (zdjęcie powyżej), że ja nie wiem jak ten człowiek jeszcze jeździł. A najbardziej irytuje, jak typ z powagą w głosie sugeruje, że tego łańcucha, to może jednak jeszcze nie wymieniać ?...  Kółko też się jeszcze przecież kręci.  Będzie taniej...

Ile to będzie kosztować ? 
Około 200, 300 złotych, w zależności od tego, co "wyjdzie" po drodze. 

Na pytanie czy warto inwestować w coś, czego ze względu na niską jakość komponentów nie da się nawet poprawnie zestroić, odpowiedzcie sobie sami. 

Więc w co inwestować ? - zapyta ktoś.

To zależy jak dużo i gdzie jeździsz. Jeżeli są to tylko okazjonalne przejażdżki, zawsze przy dobrej pogodzie i po równej drodze, bez ciśnienia na prędkość, to w takim przypadku rzeczywiście tani rower powinien się sprawdzić. Natomiast jeśli jeździsz regularnie, lubisz bezdroża i lasy, nie straszna ci żadna pogoda, a dobre tempo, to dla ciebie podstawa,  to Boże broń nie kupuj nic poniżej tysiąca. Rowery, które "jeżdżą", "hamują" i dają się regulować, zaczynają się już od kwoty ok. 1300 zł. Jest to w dalszym ciągu jakościowe minimum, ale dla początkującego amatora wystarczy.

W chwili kiedy piszę ten tekst, osiołek ma przejechane już prawie 43 tysiące kilometrów i dystans cały czas rośnie. W wakacje jeszcze bardziej urośnie, bo znając życie, na pewno gdzieś mnie poniesie. Kosztował mnie trochę, ale mam ten komfort psychiczny i pewność, że (wyłączając losowe przypadki) dojadę nim zawsze i wszędzie, czego i Wam życzę.

Treść była ciekawa ? Podziel się:  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).