Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

piątek, 20 lipca 2018

Cykloza jako choroba - uwaga, zarażam !!!



Wiecie co najbardziej mnie kręci w tym moim rowerowaniu ? Oczywiście te wszystkie przejechane kilometry, te przygody, poznani ludzie itd. itp... To po pierwsze, bez tego nie miałbym o czym opowiadać, nie byłoby tej strony. Po drugie, równie wielką (jak nie większą) frajdę odczuwam, kiedy widzę pozytywny wpływ tego, co robię na otaczających mnie ludzi. To, że chłoną każde moje słowo, najdrobniejszą wzmiankę o rowerze. Że wczoraj się najeździłem... że byłem tu i tu... że po drodze była wielka góra, którą musiałem pokonać... że deszcze mnie złapał... że słońce spiekło... i tak dalej i tak dalej - wszystko chłoną. Kiedy wrócę z wyprawy wypytują o wszystko... no opowiadaj, opowiadaj, jak było ?... i chłoną. Jak gąbka. 

W życiu każdego człowieka można wyróżnić kilka etapów. Najpierw uczymy się chodzić, potem jest hulajnoga, następnie rowerek, potem większy rower, a później z różnych przyczyn tenże rower - nasz pierwszy, własny i ukochany pojazd, idzie w odstawkę. Kolejnym szczeblem z kategorii środek lokomocji, jest pierwszy skuter, później może motocykl. Niektórzy przesiadają się wprost do aut. Jeszcze inni nigdzie się nie przesiadają, ale co ciekawe, też porzucają rower. Jak coś wstydliwego. No bo nie wypada w ten sposób dojeżdżać do pracy. No bo zaraz będą głupie teksy w stylu: - co... nie stać cię na samochód ? No i w taki oto sposób, trochę pod presją otoczenia, zapominamy o dwóch kółkach. 

 Na takim trójkołowym rowerku większość z nas zaczynała.
Kadr z filmu Lśnienie z Jackiem Nicholsonem w roli głównej.

Też za małolata miałem swój rower, też jak wszyscy o nim zapomniałem. Na szczęście po latach przypomniałem sobie i zaczęło się na nowo... Wciągnęło mnie na dobre.  Mój kolega Kordian z którym kilkanaście lat temu miałem regularną styczność często opowiadał mi o swoich sakwiarskich wędrówkach. Wtedy to ja byłem chłonącą wszystko gąbką. Stopniowo krok po kroku wnikałem w ten świat. Na początku były krótkie weekendowe wypady. Wówczas jeszcze z bazą noclegową w postaci prywatnej kwatery i miękkiej podusi co wieczór. Już wtedy bardzo mi się to podobało, ale chciałem więcej...

 "Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel..."

Słowacki Raj, majówka 2010, na zdjęciu powyżej od lewej: Piotrek, Maciek i ja. W takim składzie stawiałem swoje pierwsze kroki w rowerowych wędrówkach. Potem z Piotrem postanowiliśmy pójść o krok dalej i spróbować swych sił w wyprawach dłuższych niż weekendowe. Maćkowi niestety ta droga nie przypadła do gustu i grupa się rozpadła.

Na sakwiarskiej arenie zadebiutowaliśmy trasą wzdłuż naszej wschodniej granicy. Było pięknie ;) Już wtedy wiedziałem, że to nie będzie moja ostatnia tego typu podróż. W międzyczasie powołałem do życia tę stronę. Żeby wszystko na świeżo spisywać, dzielić się, inspirować i jednocześnie dzięki Wam czerpać siłę do dalszej pracy. Dziś mogę pochwalić się ilością prawie stu różnotematycznych wpisów.

 Na finiszu wschodniej ściany.

Wiem... nie jest to wynik imponujący jak na osiem lat działalności, ale musicie wiedzieć, że do tematu podchodzę czysto hobbistycznie. Ot taka współczesna forma pamiętnika dostępna dla każdego, kto ma ochotę poczytać.

Ja w roli mentora :D

Brzmi dziwnie, nigdy za kogoś takiego się nie uważałem, ale tak jak Kordian był kiedyś moim guru, tak przyszedł czas, że moja działalność wydała owoc. Owoc w postaci ludzi, którzy zapatrując się we mnie, sami zaczęli jeździć. W dłuższej perspektywie czasu może z różnym skutkiem, ale jednak.

Artek
Dawne dzieje. W sumie, to trochę nawzajem się zmotywowaliśmy. Ja wówczas owszem jeździłem, ale jakoś bez większego przekonania. Tymczasem Artur za małolata trenował kolarstwo, no i patrząc na mnie włączyła mu się druga młodość. Śmigaliśmy ładnych kilka miesięcy jak źli, po czym kolega podczas wyścigu dostał baty i odechciało mu się ścigania. I zarazem jeżdżenia ogólnie rzecz biorąc.

Jarek
Jak wyżej. Podobna sytuacja, przy czym w jego przypadku rozstanie z jednośladem nastąpiło wskutek niebezpiecznego upadku (też podczas ścigania się). Jarek miał z tego tytułu problemy z kolanem. Potem nasze drogi rozeszły się, ale z tego co mi wiadomo, do roweru nie powrócił.

Aneta
Uwielbiała słuchać moich wyprawowych opowieści. Uwielbiała, bo była ulepiona z tej samej (podróżniczej) gliny co ja. Bliższy kontakt z rowerem był tylko kwestią czasu. Nie myliłem się... Anetka pojechała ze mną nawet na dwudniową wycieczkę dookoła Tatr, co akurat dla niej było nie lada wyzwaniem. Mimo trudów jakim musiała stawić czoło na tatrzańskich podjazdach, połknęła bakcyla i od tej pory rower w jej życiu zajmuje wysoką pozycję.



Andrzej
Dużo starszy ode mnie. Podobnie jak Artur, Andrzej też kiedyś trenował kolarstwo. Potem przez wiele, wiele lat wegetował nie robiąc fizycznie nic pożytecznego. Na szczęście wystarczył niewielki bodziec w postaci mnie... i jak skryty przez wiele dni przed słońcem ślimak wychodzi po deszczu, tak Andrzejowa pasja sprowadzona do poziomu wspomnienia - nagle ożyła.
Dziś Jędrek jeździ dużo więcej niż ja. Zainwestował w porządny rower i ciuchy, a za sprawą pewnego radomskiego stowarzyszenia po każdej ich wspólnej wycieczce jest go pełno w social mediach.


Bracia Damian i Mateusz
Młodzi, piękni, silni i żądni przygód. Wraz z Piotrem ze wschodniej ściany zabraliśmy ich w podróż przez trzy europejskie kraje. Z sakwiarstwem nie mieli wcześniej nic wspólnego, ale chęci wielkie. Nie mając pewności czy nowy sport przypadnie im do gustu, zakupili nawet profesjonalne sakwy na swoją pierwszą w życiu wyprawę. Na szczęście bracia zgodnie stwierdzili, że jest to fantastyczna forma podróżowania i rok później wspólnie przemierzali Europę w kierunku Paryża.


 
Norbert i Łukasz
Obaj pojechali ze mną w 2014 do słonecznej (?) Toskanii. Co do Norberta, to mam pewność, że z sakwami nigdy wcześniej nie jeździł. Łukasz chyba też nie, chociaż stuprocentowej pewności nie mam. Tak czy owak, ostatecznie panowie byli mega zadowoleni z takiej formy wypoczynku. Ostatecznie, bo w trakcie wyprawy nie ustrzegliśmy się drobnych zgrzytów, ale tak to już jest, jak na ponad tydzień spotyka się trzech dorosłych, nie znających się wcześniej facetów.
Od tamtej pory Łukasz regularnie podsyła mi linki do podróżniczych filmów, do galerii z rowerowych wypraw - co prawda nie swoich, ale to też pokazuje, że choroba już postępuje. Tym bardziej, że mamy plan by jeszcze kiedyś wspólnie gdzieś pojechać.

    

Leszek (Leń) i syn Daniel
To duet z którego jestem szczególnie dumny.
Leszek, człowiek z pasją, wiekowo mój rówieśnik, długo zaczytywał się w moich relacjach, a że był epizod kiedy razem pracowaliśmy, miał też okazję ze mną rozmawiać. Tak minęło nam wspólnie kilka lat. W 2016 roku Leń ku mojemu zaskoczeniu oznajmił, że wsiada na rower i też rusza przed siebie. Ale, ale... z jedną istotną różnicą. On postawił sobie poprzeczkę dużo wyżej. Nie dość, że sam pozwolił porwać się przygodzie, to jeszcze potrafił przelać swój zapał na syna, 8-letniego wówczas Daniela. Wspólnie przejechali trasę wzdłuż Wisły z Warszawy do Torunia. Rok później pociągnęli dalej, z Torunia do Gdańska, a w tym roku, kiedy piszę ten tekst, obaj po raz trzeci przygotowują się do kolejnej wędrówki. Tym razem wzdłuż polskiego wybrzeża.


Ci dwaj co roku pokazują, że w świecie ogarniętym wszechobecną, wirtualną rzeczywistością można spędzać czas zdrowo, konstruktywnie i... co widać po zadowoleniu młodego - również miło. Prywatnie jestem ich wielkim fanem, rokrocznie gorąco kibicuję oraz zamieszczam krótkie relacje.

CoZaJazda
To radomska impreza skierowana do miłośników dwóch kółek, organizowana przez Radomską Grupę Mediową. Istotą zabawy jest integracja rowerowego środowiska, propagowanie zdrowego stylu życia oraz poznawanie ciekawych zakątków naszego kraju. Wycieczki odbywają się cyklicznie co miesiąc już od trzech lat, a ja mam tę przyjemność i zaszczyt być ich autorem.

 Źródło: Co za dzień.

Impreza bardzo szybko zyskała na popularności. Dziś podczas każdej wycieczki jedzie kilkuset osobowy peleton roześmianych, żądnych wrażeń rowerzystów. Rekord frekwencji  padł w kwietniu tego roku,  kiedy to  na starcie pojawiło się  ponad ośmiuset rowerzystów ! W imprezie biorą udział nie tylko radomianie, ale również przyjezdni z miast i miasteczek ościennych. To cieszy i pokazuje jak wielki jest popyt w społeczeństwie na tego typu imprezy.

Rowerem po zdrowie.

Powyższe przykłady, to dowód na to, że rower jako pasję można z dobrym skutkiem rozsiewać wokół siebie, coś na zasadzie wirusa. Dobrego wirusa. Oczywiście, że nie każdy da się "zarazić" i nie chodzi o to, by kogokolwiek do czegoś zmuszać. Lecz gdy trafi się ktoś, kto chce słuchać i chłonie wiedzę, to jak najbardziej i zdecydowanie zarażajcie. Nie bójcie się, że będą się śmiać. Nawet jak będą, to nie ma się czym przejmować. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni i jak mawiał filmowy Forest Gump - "poznasz głupiego po czynach jego"
Im nas zarażonych cyklozą więcej, tym lepiej. Chociażby na ulicy, gdzie będąc mniejszością wciąż jesteśmy ignorowani przez innych uczestników ruchu.


Moja świętej pamięci mama chyba nie widziała tego obrazka powyżej, bo patrząc jak wyciskam z siebie siódme poty, zwykła mawiać: - jak ci zdrowia nie szkoda... Śmieszne prawda ? Dziś wiadomo, że jazda na rowerze jak i każdy inny uprawiany rekreacyjnie sport, to zbawienie dla duszy i ciała. Spotykam czasem kolegów i koleżanki ze szkolnej ławy. Moich rówieśników. I wiecie co ? Po latach nie widzenia się, widać najlepiej jak bardzo czas co niektórych posunął. Otyłość, żylaki, zero kondycji, ociężałość, ogólne wyniszczenie, choroby.  To typowe cechy tych, co zamiast ruszyć cztery litery wolą wolny czas spędzać przed telewizorem z paką czipsów i słodyczami. Niestety, ale taka jest okrutna prawda. Zdrowie samo do nas nie przyjdzie. Musimy się o to troszkę zatroszczyć - czego Wam i sobie życzę.

Do zobaczenia na szlaku ;)           

Treść była ciekawa ? Podziel się:

2 komentarze:

  1. Ooo!!! Jak miło przeczytać, Pawle, że moje studenckie wyprawy stały się dla Ciebie, tak wielką inspiracją! Cieszę się bardzo! Cieszę się także, jak wspaniałym AMBASADOREM takich wypraw i kultury rowerowej zostałeś! Do zobaczenia na szlaku rowerowym! I nie tylko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kordianie ! Dokładnie tak było. Jakiś czas temu widzieliśmy się na mieście i żałuję tylko, że nie pstryknęliśmy sobie foty. Do tego tekstu byłaby kropką nad "i".

      Usuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).