Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

sobota, 11 października 2014

Słoneczna (?) Italia


Pierwszego dnia podróży wylądowaliśmy na plaży w Viareggio. Niby fajnie, piasek, szum fal, ciepło, słowem romantycznie, o ile romantycznym można nazwać nocleg trzech chłopa :) Może by  było nawet i miło, gdyby  ten sam fajny piasek nie dostawał się wszędzie gdzie popadnie. O namiocie, którego rozbić na sypkim i miękkim podłożu nie mogłem - nie wspomnę. 
No dobra.... nikt nie mówił, że będą luksusy, ale kiedy po plaży zaczęli się kręcić jacyś ludzie, wiedziałem już, że tę noc "prześpię" jak przysłowiowy zając pod miedzą. Rowery oczywiście spięliśmy ze sobą linką, ale i tak wizja utraty np: sprzętu foto czy kamery działała na mnie lepiej niż najmocniejsza kawa. O twardym, zdrowym śnie nie było mowy.

Na plaży rosły kępy czegoś zielonego, wyglądem przypominającego ogromną trawę. Na jednej z takich kęp się położyłem. Noc upłynęła w miarę spokojnie, nie licząc drobnego deszczu kilka razy w nocy. Około 4 nad ranem nad zachodnim horyzontem zaczęło się błyskać, wtedy też już nie spałem w ogóle.

Viareggio - droga do plaży...

...i sama plaża. Posępne niebo nie zwiastowało niczego dobrego.

Około 6 rano burza ostatecznie wygoniła nas z plaży. Na szczęście tuż obok były restauracje, zamknięte o tej porze, ale zadaszony taras jednej z nich dał nam wystarczające schronienie. Mieliśmy cichą nadzieję, że burza przejdzie i pogoda się poprawi. Przecież jesteśmy w słonecznej Italii - nie może być inaczej no nie ?

Restauracyjny taras - siedzimy i czekamy na zbawienie.

Zbawienie nie nadeszło, a deszcz jak padał tak dalej pada. Odjazd opóźniliśmy maksymalnie jak się dało w nadziei na poprawę pogody, ale w końcu trzeba podjąć męską decyzję - JEDZIEMY - kierunek Piza.

Limit pecha tego dnia jeszcze nie został wyczerpany. Kilka kilometrów przed Pizą łapię gumę w tylnym kole. Dobrze, że chociaż ten niewielki tunelik się trafił, przynajmniej nie leje się na głowę.

 Jeden z najsłynniejszych widoków i symbol Włoch - Katedra Santa Maria Assunta i odchylona od pionu o około 5 metrów krzywa wieża w Pizie.

Te gustowne worki na moich butach to ultranowoczesny, reklamówkowy system suchych stóp:) Czasem wywoływał dziwne spojrzenia, ale dla mnie najważniejsze było, że mam sucho i przyjemnie.

Tego dnia nie przejechaliśmy zbyt wielu kilometrów. Pokonany dystans to zaledwie 39 kilometrów, jeszcze gorzej niż poprzedniego dnia. To o wiele za mało by myśleć na poważnie o przejechaniu całej zaplanowanej przez Norberta trasy. W akcie desperacji i aby nadrobić stracony dystans, decydujemy się podjechać włoską koleją z Pizy do Grosetto (150 km. - 15 euro). Jeszcze nie wszystko stracone.



Treść była ciekawa ? Podziel się:


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).