Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

wtorek, 17 września 2019

Zlot Pojazdów Pożarniczych i Zabytkowych Jeruzal 2019.


Przygoda - "niezwykłe zdarzenie spotykające kogoś, odbiegające od zwykłego trybu życia tej osoby". Tak z kilku słowach zawiera się definicja przygody według PWN-u. Ostatnio taką jedną przeżyłem, ale przyznam szczerze, miałem spore opory by o tym pisać. Epizod jakiego doświadczyłem jest zdecydowanie z gatunku tych głupich. Takich o których lepiej jak najszybciej zapomnieć, aniżeli się nimi chwalić. Czemu wobec tego piszę ?  Przygoda, nawet ta najbardziej mrożąca krew w żyłach, albo jak w moim przypadku - głupia, z perspektywy czasu już nie jest taka straszna. Ba, wspominamy ją miło i się z niej śmiejemy.  - Pochwal się... - powiedział znajomy. - W tym wieku to już można.

Oprócz osiołka, którym jeżdżę na co dzień, mam też drugi rower, taki od święta. Rometowski tandem, bo o nim mowa, kupiłem i wyremontowałem dwa lata temu. Od tamtej pory razem z Martyną lansujemy się czasem na różnych imprezach. Tak też miało być w minioną niedzielę. Za cel wybraliśmy Jeruzal, miejscowość, która zasłynęła z kręconego tu serialu Ranczo. 
Wszystko było dopięte na ostatni guzik, stroje i epokowe gadżety przygotowane, a rower lśniący i dopieszczony.



Jedziemy :)

 

Niestety, niedzielny deszczowy poranek nie nastrajał optymistycznie. Ale w/g prognoz wczesnym popołudniem miało się rozpogodzić. Wyruszyliśmy z niewielkim, czasowym poślizgiem. Hołek z GPS-a powiedział, że mamy 106 km do przejechania. Lajcik... :)  Docelowa miejscowość jest mi dobrze znana. Niegdyś odbywałem w jej bliskim sąsiedztwie służbę wojskową. Wielokrotnie tamtędy przejeżdżałem. Cieszyłem się, że znów odwiedzę te rejony. Lubię takie powroty po latach.



Podróż upłynęła szybko i zanim się obejrzałem minęliśmy tablicę z napisem Jeruzal. Podekscytowani tym faktem chwilę potem wjechaliśmy w pierwsze zabudowania. Coś jednak było nie tak... Spojrzałem pytająco na Martynę, ona na mnie i nastała...

Konsternacja.

 

Tu się nic nie dzieje... Sklep co prawda był, ale... jakiś nie podobny do siebie, to znaczy do tego filmowego. Tysiące myśli krążyło mi po głowie - może to scenografia, którą zwijają po zakończeniu zdjęć ? - pytałem sam siebie. Ale gdzie te 550 osób, które zadeklarowało w wydarzeniu chęć uczestnictwa ?  Nie możliwe, żeby wszyscy wystraszyli się deszczu. Martyna milczała. Miała jedynie dziwny, bliżej nie określony wyraz twarzy. Powoli docierało do mnie, że popełniłem fatalny w skutkach błąd. Zaufałem rutynie.

W sennym Jeruzalu nie działo się totalnie nic. Nawet ziewającemu pod płotem psu nie chciało się szczekać na obcych. Może wejść do sklepu ? Zapytać ?... Tylko jak... w tych ciuchach ??? - byliśmy bowiem przebrani od stóp do głów w epokowe PRL-owskie szmaty. Co innego na takim zlocie, tam większość jest tak ubrana, ale tu... obciach jak cholera. Wybawieniem okazał się idący wzdłuż drogi chłopina. - Panie !... to nie tu... to nie ten Jeruzal. 
I wszystko stało się jasne. W zasadzie, to ja już wtedy to wiedziałem, ale potrzebowałem potwierdzenia. Jak gwóźdź do trumny.  

   Epokowe gadżety.
 
Długo nie mogłem dojść do siebie po tym co się stało. Jak to możliwe, że nie zapaliła mi się czerwona lampka, kiedy wklepując Jeruzal w nawigację wyskoczyły mi trzy inne.  Że w opisie wydarzenia jak byk było napisane: gmina Mrozy, Siedlce, Poland. Jak to możliwe, że i tego nie widziałem ? Nie wiem, ale wygląda na to, że skierniewicki Jeruzal w pobliżu którego w latach 90 byłem w kamaszach, tak silnie zapadł mi w pamięć, że wszelkie zasłyszane informacje o nim z automatu przyjmowałem, jak gdyby dotyczyły właśnie jego. No i kiedy wreszcie przyszło tam pojechać, to na tej samej zasadzie pojechałem, ale do tego sobie znanego. Czy to wystarczające uzasadnienie ?  Pewnie nie...

Jechać do tego właściwego nie było już sensu. Może za rok :)
Na otarcie łez wybraliśmy się natomiast do oddalonego o kilka kilometrów Raducza, czyli dokładnie tam, gdzie w listopadzie 1995 roku przywdziałem żołnierski mundur. Pokazałem córce, gdzie tata w pocie czoła tupał :)
I tak w ten oto sposób tydzień temu rozbawiłem prawie do łez połowę rodziny i najbliższych.
Dziś mam nadzieję, że i was :)
Bo tylko śmiać się z tego pozostało, co wszem i wobec czynię.

Masz podobne doświadczenia i odwagę by podzielić się nimi w komentarzu ?
Będzie mi bardzo miło i raźniej, że nie tylko ja takie numery odwalam :)


Treść była ciekawa ? Podziel się:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).