Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

niedziela, 19 listopada 2017

Duet tandem - renowacja.



Czy warto posiadać pasję, hobby, zamiłowania ? Moim zdaniem, bardzo źle ich nie posiadać. Pasja to coś, co skutecznie zajmie w długie zimowe wieczory, da wytchnienie od stresów dnia codziennego, sprawi wiele radość, a w efekcie końcowym powoduje, że życie nabiera sensu. Wyznaczanie sobie kolejnych celów, wyzwań i ich realizowanie, to najlepsza rzecz jaka na tym łez padole może nam się przydarzyć. Daje to niesamowitego kopa, motywuje i rozwija. Jeżeli do tego dojdą pełne zachwytu głosy postronnych nad ukończonym projektem, to aż chce się żyć :-)

Moją drugą pasją obok rowerowych wędrówek są... starocie. Głównie te motoryzacyjne, ale inne też lubię. Jeżeli tylko czas pozwala chętnie uczestniczę w różnego rodzaju spotach i zlotach. Czasem na takie spotkanie czymś starym przyjadę - no bo trzeba klasyka przewietrzyć. Innym razem idę po prostu popatrzeć.


Od dawna chodziła mi po głowie myśl, by sprawić sobie jakiś stary, nietuzinkowy rower. Coś, czego nie widzi się już na co dzień na ulicach. Coś, co po odświeżeniu śmiało będzie można nazwać klasykiem.
Po drugie, chciałem by była to polska konstrukcja. Najlepiej produkt dawnego Rometa, bo te w dalszym ciągu można nabyć za grosze. Po trzecie wreszcie, nie chciałem by moja nowa zabawka była piękna. Wręcz przeciwnie, najlepiej jakby kwalifikowała się do generalnego remontu. Raz, że taki stan tym bardziej da się wyrwać za grosze. Dwa - nie ma większej satysfakcji niż samodzielne odratowanie trupa i przywrócenie mu dawnej świetności.

Ostatecznie mój wybór padł na rometowskiego tandema produkowanego w latach 70 i 80 ubiegłego stulecia. Model Duet to dwuosobowa wersja popularnego Wigraka. I o ile tych ostatnich jest cały czas mnogo jak psów na wsi, tak spotkanie Dueta na ulicy, to jak trafienie szóstki w totka.
Klamka zapadła. Wiedziałem już czego chcę, teraz pozostało tylko szukać. Najpierw jednak zasięgnąłem języka u bardziej kumatych, na co zwracać uwagę przy wyborze. Tak więc, najlepiej by kandydat na klasyka był w miarę kompletny i oryginalny. To podstawa, bo niektóre części są obecnie praktycznie niedostępne. I tak na przykład, przednią, giętą kierownice, dokładnie taką samą jak w pierwszych modelach Wigry, można dość łatwo trafić. Gorzej sytuacja przedstawia się z kierownicą pasażera, tą szeroką. Występowała tylko w tandemie i obecnie jest praktycznie nieosiągalna. Podobnie rzecz ma się z osłonami i napinaczem łańcucha. Napinacz ostatnio ktoś wystawił na sprzedaż, ale cena... hmm... 150 zł. Bez negocjacji.

         Po kilkumiesięcznym okresie przeglądania ogłoszeń kupiłem coś takiego.

Z mankamentów: pomalowany jak leci pędzlem, nieoryginalne obręcze, opony, błotniki oraz przednia kierownica.

To co najważniejsze, jest na swoim miejscu.

  Po rozkręceniu połączenia na zdjęciu powyżej, moim oczom ukazał się fragment oryginalnego pomarańczowego lakieru.


Rowerek zaraz po odbiorze od kuriera rozebrałem na części pierwsze. Jednocześnie rozpocząłem poszukiwania brakujących, oryginalnych części. Pocztą pantoflową poszło w świat czego mi potrzeba. W tym miejscu nieoczekiwanie odezwał się do mnie kolega Leszek. Nieoczekiwanie, bo  z jego strony najmniej bym się spodziewał, że coś do poczciwego Dueta będzie posiadał. Co się okazało... dawno, dawno temu, mieli oni takiego właśnie tandema. Potem, jak to się często działo, zniszczony i wyeksploatowany rower trafił na złom. Pozostały po nim jedynie koła, co prawda w opłakanym stanie, ale dokładnie takie jakich szukałem. Po uprzednim zabezpieczeniu wszystkich gwintów goła rama, przedni widelec, osłony łańcucha, bagażnik oraz rozebrane obręcze, pojechały do piaskowania.

Po "piachu" okazało się, że jedna z osłon wymaga naprawy. Znajomy blacharz z pomocą migomatu zrobił co trzeba.

Weryfikacji części ciąg dalszy. Na zdjęciu piasty po rozebranych kołach. Tylna zachowała się w bardzo dobrym stanie. Wystarczyło wyczyścić, nasmarować i ponownie złożyć. Gorzej sprawa przedstawiała się z przednią (po lewej stronie). Mechaniczne uszkodzenie wyeliminowało ją z dalszej eksploatacji. Na poszukiwania sprawnej udałem się na pobliski złom - udało się :-)

  W tak zwanym międzyczasie wybrałem się do zaprzyjaźnionej mieszalni lakierów samochodowych. Małe czary mary i jest - najprawdziwszy L76. Kolor z palety Fiata, którym malowane były również produkty Rometa. Przy okazji nie lada ciekawostkę  mi "sprzedali". Podobno można jeszcze nabyć oryginalne lakiery z epoki. Nawet, nawet się zastanawiałem, jednak ostatecznie wybrałem współczesny wyrób.

  "Nadwozie" już w kolorze. Prezentuje się pięknie.

Wszystkie elementy chromowane wyglądały nie najgorzej. Wystarczyła polerka by odzyskały dawny blask. Wyjątek stanowiły obręcze, ale uznałem, że żadnych półśrodków nie będę uskuteczniał. Głęboką zimą Roku Pańskiego 2016 wybrałem się do pewnej podwarszawskiej galwanizerni. Na dzień dobry dowiedziałem się, iż starych powłok galwanicznych się nie piaskuje. To poważny technologiczny błąd. Według obietnic pana od chromów, moje obręcze miały być gotowe za miesiąc. Teraz, z perspektywy czasu myślę sobie, czym one były wobec stojących obok olbrzymich zderzaków od amerykańskich krążowników, samochodowych felg, motocyklowych tłumików i mnóstwa innej graciarni, której przeznaczenia nie rozpoznałem. BYŁY NICZYM... W dodatku właściciel pochwalił mi się, że 90% ich zleceniodawców to klienci z zachodu, którzy w domyśle płacą o wiele lepiej niż nie dość, że biedny, to jeszcze targujący się polaczek.

O losie marny... o ja naiwny "blądyn"... dałem się nabrać :-)
Konia z rzędem temu, kto zna fachowca - zaznaczam, dobrego fachowca, który dotrzymuje terminów...

Ostatecznie zamiast miesiąca czekałem... cztery razy dłużej. Na szczęście w zanadrzu miałem stare, nieoryginalne koła na których kupiłem Dueta. Pierwsze testowe jazdy odbyły się właśnie na nich.

      Skorzystałem ze starych zapasów pewnego radomskiego mechanika rowerowego. Udało mi się zdobyć za przysłowiowe dobre słowo dwa nowe stelaże pod siodełka. 

Dotarły też z taką oto dedykacją zamówione wcześniej naklejki z firmy motonaklejki.pl

Po około półrocznym remoncie postawiłem wreszcie Dueta na kołach - tych właściwych :-) Pierwsza przejażdżka uświadomiła mi, że mam za krótką sztycę. Co gorsza, nie występowały w handlu na tyle długie bym swobodnie "wyciągnął nogi". Z pomocą przyszedł niezawodny Romek Matracki z warsztatu rowerowego przy ulicy Focha w Radomiu za co dziękuję. Ślusarskim sposobem przedłużył ją oraz wzmocnił tak, że obecnie jeździ mi się bardzo wygodnie, nawet na dłuższych dystansach.

Szczególnie podziękowania należą się też Januszowi Matysiakowi z serwisu rowerowego przy ulicy Grzybowskiej, również w Radomiu. Dzięki jego uprzejmości podczas remontu korzystałem z fachowego zaplecza warsztatowego, którego sam nie posiadam. Na dodatek nie musiałem nigdzie biegać, bo wszystkie drobne części jakie okazały się potrzebne, miał na miejscu. Janusz służył dobrą radą, wieloletnią wiedzą, a na koniec pomógł właściwie złożyć wszystko w jedną całość. 

Kilku drobiazgów nadal mi brakuje, ale z drugiej strony tandemik dostał kilka nieplanowanych ekstrasów.  Mimo to, śmiało mogę uznać renowację za zakończoną, a co z tego wyszło oceńcie sami. 









Wyprawa do Jagodna. Tandem pokonał tego dnia 60 kilometrów.

Wyprawa do Szydłowca. Tym razem wyszło ponad 80 kilometrów jednorazowo.        Fot: cozadzień


Treść była ciekawa ? Podziel się: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).