Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

czwartek, 25 maja 2017

Zachodnia ściana Polski - Szczecin.




Czwartek, 6 dzień podróży. Do końca tygodnia jeszcze daleko. Wygląda na to, że spokojnie zdążę dojechać do morza. Może nawet będzie czas, by poleżeć na plaży - tyle tylko, że temperatury nie nastrajają. Znak C-13 informuje mnie, gdzie moje miejsce. Pokornie, ale z grymasem na twarzy opuściłem jezdnię na rzecz wytyczonej równolegle drogi dla rowerów. Jakoś jadąc z sakwami wszystkie DDR-y mnie wkurzają. To trochę tak, jakby kierowcę TIRA zmuszać, żeby zamiast główną, jechał lokalnymi... Pojedzie, ale założę się, że też będzie grymasił.

Cel na najbliższe godziny to Gryfino, niewielka miejscowość leżąca tuż przy granicy. Może nie tyle Gryfino, co dokładniej rzecz ujmując Nowe Czarnowo, kilka kilometrów na południe od Gryfina. Można tu zobaczyć najdziwniejszy las na świecie.



Na przestrzeni 0,30 ha rośnie około 100 jednakowo wygiętych sosen. Wiek drzew tworzących Krzywy Las, szacuje się na ponad 80 lat. Posadzono je bowiem prawdopodobnie około roku 1934. Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić cel w jakim drzewa poddane zostały deformacji. Bo rzecz jasna oczywistym jest, że samo się to nie stało. Spośród wymienianych hipotez dotyczących tego stanu rzeczy jest wzmianka o tym, jakoby wiosną 1945 roku stacjonujące w tym miejscu czołgi miały uszkodzić młode drzewka. Druga, dużo bardziej wiarygodna teoria to wykorzystywanie tak zdeformowanych drzew w procesie produkcji mebli, beczek, kadzi itp.


 Krzywy Las wzbudza szczególne zainteresowanie miłośników historii niewyjaśnionych. Bez względu na cel w jakim hodowano te osobliwe drzewa, są one dziś jedną z największych atrakcji przyrodniczych ziemi zachodniopomorskiej. 

Z Nowego Czarnowa już tylko rzut beretem do zdecydowanie największego miasta jakie dane mi było zobaczyć podczas tegorocznej wyprawki. Szczecin, bo o nim mowa, to wielki, zgiełkliwy, poprzecinany torami kolejowymi i kanałami moloch. Nie dość, że nie przepadam za wielkimi miastami, to jeszcze nie zaplanowałem sobie wcześniej, którędy mam do niego wjechać. Wiedziałem tylko, że muszę przedostać się na drugą stronę Odry. No i cóż... skutkiem nieprzygotowania, było nieświadome wybranie chyba najgorszego wariantu przeprawy. Droga krajowa nr. 10 zdecydowanie nie jest przyjazna rowerzystom. Nie mam lęków co do ruchu samochodowego i nie boję się głównych dróg, ale tym razem miałem pietra. Wszystko to, co się tam poruszało, gnało jak szalone. Żeby chociaż jakieś pobocze... ale gdzie tam... do tego wąsko. Wpakowałem się na chodnik, fragmentami była tam też ścieżka rowerowa. Szło całkiem nieźle do czasu, aż mój azyl nagle zakończył się schodami. Nie było rady... musiałem targać ciężki przecież rower w dół, a potem znów w górę... Koniec końców, z bólami, ale przedostałem się na przeciwległy brzeg.



 Ludomir Mączka, przez przyjaciół zwany Ludkiem. Urodzony 22 maja 1926 r. we Lwowie. Zmarł 30 stycznia 2006 r. w Szczecinie. Polski geolog, żeglarz, kapitan jachtowy i podróżnik. Jako żeglarz przepłynął na jachtach niemal 170 tys. mil morskich, co odpowiada ośmiokrotnemu opłynięciu kuli ziemskiej.


Szczecin street artem stoi.



Mają tu nawet bezpośrednie przejście na drugą półkulę ;-)

Mam swoje wizje co do zwiedzanych miejsc. Na tym polu ewidentnie jestem odmieńcem. Innymi słowy, nie zawsze obchodzą mnie te oczywiste dla innych atrakcje nad którymi pieją całe zastępy turystów. Na ten przykład w Górach Sowich na Śląsku, zamiast zachwycać się kompleksem RIESE, ja wolałem rozkoszować się widokiem cementowych worów. W Norymberdze z kolei, zamiast jak wszyscy podziwiać starówkę, ja jako jedyny uparłem się, że chcę zobaczyć Pałac Sprawiedliwości znany ze słynnych procesów norymberskich
Nie inaczej było tu. Wcześniej wiele czytałem i słyszałem o Szczecinie, ale nie tym naziemnym..., a podziemnym - wyjątkowo rozbudowanym. W czasie wojny w mieście funkcjonował prężnie sektor zbrojeniowy, co wiązało się z licznymi nalotami. Moją fascynację najlepiej obrazują cyfry. W kwietniu 1941 roku było tu tylko 6 schronów przeciwlotniczych, a w 1944 ich liczba wzrosła do  788. Mnie udało się dostać do jednego z największych, znajdującego się pod dworcem głównym PKP. Schron był tak zaprojektowany by móc pomieścić 2500 osób. W praktyce jednak azyl mogło w nim uzyskać drugie tyle osób.


 Schron pod dworcem PKP to największy tego typu obiekt w Polsce. Posiada pięć podziemnych kondygnacji sięgających 18 metrów w głąb ziemi.

Podczas nalotów temperatura na zewnątrz sięgała tysiąca stopni Celsjusza. Powietrze, które wpadało do bunkra, najpierw było dekompresowane, a potem filtrowane. Filtry ze zdjęcia powyżej pochodzą z czasów już powojennych. Co ciekawe są identyczne jak niegdyś oryginalne niemieckie.  


Kto pamięta opisywaną przeze mnie rok temu historię wielkiej ucieczki ? Nikt ??? Przeczytajcie zatem koniecznie, bo to wprost niesamowita opowieść. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że perypetie uciekinierów z Żagania miały ciąg dalszy właśnie tu. Niemiecki wówczas Stettin okazał się być szczęśliwym dla dwójki Norwegów: Jensa Müllera i Petera Bergslanda. Obaj podczas nalotu zrządzeniem losu trafili do przedstawionego wyżej schronu, a w ostatecznym rozrachunku uniknęli schwytania. Oprócz nich udało się jeszcze tylko pewnemu Holendrowi. Kolejną, miłą dla mnie niespodzianką jest fakt, iż losy Norwegów zostały opowiedziane w polskim dokumencie fabularyzowanym "Wielka ucieczka na północ" w reżyserii Andrzeja Fadera. Film miał swoją premierę dwa lata temu, a ja... wstyd się przyznać... do dziś nie miałem pojęcia o jego istnieniu.


Pierwotnie mój plan zakładał, że dojadę do morza, jednak w Szczecinie podjąłem decyzję, że dalej nie jadę... że tu kończę swoją samotną wyprawkę wzdłuż zachodniej granicy. Na mój wybór zebrało się kilka czynników. Przede wszystkim wiem, że kiedyś jeszcze tu wrócę, a to dlatego, że chcę w przyszłości objechać dookoła Zalew Szczeciński. Poza tym, nie udało mi się zwiedzić ruin poniemieckiej fabryki benzyny syntetycznej w Policach... a chciałem. Można ją zwiedzać tylko raz dziennie,  ja dotarłem na miejsce niestety po czasie. Czekanie do następnego dnia nie wchodziło w grę. Samotność w podróży (choć zapewniałem wszystkich, że to nie problem) też trochę mi nie służyła. Jednak fajnie jest mieć do kogo gębę  otworzyć... a tymczasem nawet ksiądz w Baniach nie chciał ze mną rozmawiać :-) Pogoda, może i nie była najgorsza, ale to nie to samo co gorące lato. Dołowały mnie pozamykane stragany z pamiątkami, wyludnione deptaki... bo już po sezonie. W końcu niedobrze mi się robiło na myśl, że gdybym miał kontynuować podróż, to będę musiał znów przebijać się na tę cholerną drugą stronę Odry. Koniec końców... po zaledwie kilkugodzinnym pobycie w Szczecinie siedziałem w pośpiesznym do Wawy.

Poniżej trochę cyferek i oczywiście mapka całej podróży, począwszy od Żagania aż po Szczecin. Przy okazji, fajny akcent wyszedł z tymi Norwegami na zakończenie. Zacząłem tam gdzie oni, czyli na żagańskim dworcu i skończyłem (całkiem spontanicznie) w miejscu, gdzie również pozostawili swój ślad.


Dystans całkowity - 599 km
Średnia                   - 17,47 km/h
Czas całkowity      - 34:08:09
V max                    - 55,1 km/h

Treść była ciekawa ? Podziel się:

5 komentarzy:

  1. No to się doczekałem zakończenia. Super wyprawa i super opisana. Muszę w tym roku zrealizować swój plan i wybrać się do Szczecina. Pozdrawiam i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję i dziękuję za szczegółowy opis:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Iza, Maciej... to ja dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pawle, gratuluję wyprawy. Podziwiam Twoją chęć do jazdy, ale również wspaniałego prowadzenia tego bloga! Super! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kordian, Ty nie gratuluj tylko wsiadaj na rower i w drogę. Sam widzisz, że nie mam z kim jeździć :)

      Usuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).