Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

wtorek, 15 września 2015

Dolny Śląsk - dzień drugi.



Drugiego dnia mojego pobytu na Dolnym Śląsku od rana cały czas z niewielkimi przerwami padało. Nie był to jakiś duży deszcz, ale jednak. Dzięki Piotrkowi z którym w 2012 przejechałem wschodnią ścianę Polski byłem na to przygotowany. Tym samym uniknąłem składania mokrego namiotu, a potem jego suszenia . Piotr regularnie dla mnie monitorował pogodę za co dzięki mu WIELKIE :-) Według jego prognoz miało zacząć padać punktualnie o 5.30 rano, ale... NIE SPRAWDZIŁO SIĘ. Zaczęło 2 minuty wcześniej czyli o 5.28. Ja w tym czasie już byłem spakowany i w zasadzie gotowy do drogi. Nie wypadało jednak tak bez słowa zniknąć z podwórka na które dzień wcześniej zostałem zaproszony.
Opóźniłem nieco wyjazd przy okazji konsumując wczorajsze resztki kolacji. Długo nie czekałem, tuż po 6 z domu wyszedł gospodarz spiesząc się do pracy. W pośpiechu zamienił ze mną parę słów, a ja jeszcze raz podziękowałem za gościnę. Teraz mogłem już z czystym sumieniem jechać.

Do Żagania, najdalej na północ położonego miasta w mojej zaplanowanej pętli miałem dwadzieścia parę kilometrów. Cały czas padał niewielki deszcz. Postanowiłem trochę zwolnić tempo by za bardzo się nie uchlapać. Brakowało mi ochraniaczy na buty (czytaj: foliowych worków), których razem z klapkami zapomniałem zabrać z domu. Na szczęście około 11 miało przestać padać. Żagań, którego tak wyczekiwałem (żelazny punkt na mojej liście) okazał się zwykłą przygraniczną mieściną. Odwiedziłem to miejsce z dwóch powodów.

Po pierwsze: w latach 60 ubiegłego wieku kręcono tu wiele scen do kultowego polskiego serialu pt: "Czterej pancerni i pies". Zachciało mi się te miejsca odszukać :-) Pomyślałem, że fajnie byłoby skonfrontować filmowe kadry sprzed 50 lat, ze stanem dzisiejszym.

Po drugie: w Żaganiu w czasie II Wojny Światowej miała miejsce śmiała ucieczka jeńców alianckich z obozu Stalag Luft 3. Akcja, której przewodził major lotnictwa Roger Bushell przeszła do historii jako jedna z największych tego typu  udanych ucieczek.

Powyższe wydarzenia to temat zbyt obszerny, będzie o tym więcej w kolejnych wpisach. Póki co mogę tylko powiedzieć, że zeszło się  kilka godzin  zanim odnalazłem wszystkie interesujące mnie miejsca. Wjeżdżając do niewielkiego Żagania miałem na liczniku 24 kilometry, wyjeżdżając w dalszą drogę było ich już prawie 70.

Od tej chwili poruszam się już na południe, prosto w stronę gór. Pod wieczór na wysokości Borów Dolnośląskich koło miejscowości o nazwie Osiecznica odwiedzam piękny zamek w Kliczkowie. Historia zamku sięga końca XIII stulecia do czasów, kiedy państewkiem świdnicko-jaworskim rządził piastowski książę Bolko I Surowy. Prawdopodobnie to z jego inicjatywy powstało w tym miejscu założenie obronne, wchodzące w skład łańcucha warowni granicznych ochraniających księstwo przed najazdem czeskim. Ciekawostką niewątpliwie jest prawdopodobnie jedyny w Polsce cmentarz dla koni i psów.

Na wlotówce do Żagania wita mnie znak z ikonkami atrakcji jakie tu znajdę. Pierwsza z lewej to hollywoodzka reklama filmu pt:"Wielka ucieczka" ze Steve'em McQueenem w jednej z głównych ról.

Rondo Czterech pancernych i psa ze względu na kształt nazywane przez miejscowych.....- PODPASKĄ
Czasami wynikały z tego zabawne sytuacje:
-- Jak dojechać tu i tu ?
-- Pojedzie pan tędy i owędy - na PODPASCE w prawo i cały czas prosto...
-- Że jak !!!??? - na czym ???
-- Ach, no tak, pan nie tutejszy  :-) - i już było wesoło.

 Nowogrodziec. Kościół p.w. św. Piotra i Pawła.

Zamek w Kliczkowie na przestrzeni wieków wielokrotnie przechodził z rąk do rąk. Dziś pełni funkcję ośrodka szkoleniowo-wypoczynkowego z luksusowym hotelem.

 Najsłynniejszym zakątkiem związanym z Kliczkowem, jest dawny cmentarz dla koni i psów. Jeszcze w latach 50 XX wieku stało tu kilkanaście nagrobków, dziś pozostały zaledwie trzy. Na jednej z nich wciąż widoczna jest inskrypcja z imieniem zwierzęcia i datą jego śmierci: Juno, 1938.


Końcówka dnia to tradycyjnie szukanie noclegu. Zawsze wolę u ludzi, jest ciekawiej - można zawrzeć ciekawe znajomości. Niestety tym razem nie miałem szczęścia. Tam gdzie warunki na rozstawienie namiotu były, to albo nikogo nie było na podwórku, albo coś (wewnętrzny głos) kazało mi jechać dalej. Z kolei gdzie indziej, gdzie mógłbym zapytać, przeważnie jak na złość dla odmiany nie było warunków. Ostatecznie wylądowałem w polu. Miejsce idealne: niezbyt daleko od drogi i zero zabudowań dookoła w zasięgu wzroku.

Cyfry:
- dystans             139,39 km.
- śr. prędkość       17,41 km/h
- czas jazdy         8:02:17
- max. prędkość   43,40 km/h

 

Treść była ciekawa ? Podziel się:

1 komentarz:

  1. Czyli powiadasz, że wjechałeś rowerem na podpaskę... :)
    Ludzie to mają pomysły :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).