Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

poniedziałek, 27 lipca 2015

O tym, że warto mierzyć siły na zamiary, czyli historia pewnego zakładu.


W moim mieście funkcjonuje grupa rowerowych zapaleńców, którzy często gęsto umawiają się na wspólne kręcenie z zacięciem sportowym. "Przejażdżki" nastawione są na uzyskanie odpowiedniego (czytaj: dobrego) wyniku. 
Prezes Szymon bardzo chwalił się ostatnio na swojej stronie Radomski Ruch Rowerowy - 3R że pokonali 100 kilometrów w czasie 3 godzin. Na dodatek pod wpisem znalazły się komentarze w stylu: WOW co za wynik, niesamowite... i takie tam. 

Co to do cholery za wynik ! Przecież ja na swoim osiołku i oponach 2,1 osiągam prędkości niewiele mniejsze - no..., może nie na dystansie 100 kilometrów :-) Natomiast mając do dyspozycji taką kolarkę jak oni - wynik powtórzę z palcem w nosie i w ogóle niech nie robią popeliny. Nie raz widziałem na Eurosporcie relacje z TdF i wiem jak takimi kolarkami idzie zapierdzielać. Co Oni mi tu będą gadać - amatorzy. Oczywiście zamieściłem pod wpisem stosowny komentarz - przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Swoją wypowiedzią chyba nadepnąłem Prezesowi na wyjątkowo bolesny odcisk, bo bardzo szybko pojawiła się z Ich strony propozycja, że jeżeli wynik powtórzę to - będzie dobra flacha. Niewiele myśląc (i już czując zapach dobrej flachy) kliknąłem OK zaznaczając jednocześnie, że muszą do tego "wyczynu" użyczyć  mi jakiegoś sprzęta.

   A oto rasowa wyścigówka jaką dostałem do dyspozycji na niedzielne przedpołudnie. Noo...ja Wam pokażę :-)

Nie znam się, nie wiem co to za sprzęt. Może i super nowocześnie nie wyglądał, ale był naprawdę lekki, tak na oko jakieś 8 kilo.  Dwoma bidonami, pompką i paroma duperelami bez mała chyba podwoiłem jego masę.
Mój własny rower - stary, brudny i z nadwagą, stał teraz smutny w kącie i patrzył jak zdradzam go z innym rowerem... czyściutkim, ładnym i bez nadwagi - niczym super idealna linia modelki.

Prezes Szymon zaznaczył, że mam pokonać tę samą trasę co Oni wtedy czyli... przedsmak Gór Świętokrzyskich - Grzybową Górę koło Skarżyska Kamiennej argumentując, że to będzie najsprawiedliwsze. Może i racja, a może troszkę się obawiał, że na płaskim jednak dam radę. Cóż, wiedziałem już że lekko nie będzie.

Na starcie stawiła się całkiem pokaźna grupa kilkunastu kolarzy. To był już niezły peletonik - byle samochodzina nie śmiała wymuszać na nas pierwszeństwa, jak to się często zdarza kiedy się jedzie samemu. Pierwsze kilometry za nami. Mój sprzęt szedł do przodu jak rakieta i... - podobało mi się to :-) Ktoś z peletonu wiedząc że jestem debiutantem zagaił, że na bank zakocham się w szosie. Bardzo to możliwe, jak już wspomniałem, podobało mi się, a i kochliwy tez podobno jestem. Gorzej ze zbędnym groszem, który mógłbym przeznaczyć na podobną kolarkę.

Do 30 kilometra bez problemu utrzymywałem tempo grupy. Kilku kolarzy już na tym etapie nie wytrzymało - zniknęli gdzieś po drodze. Mieliśmy średnią ponad 35 km/h, no ale było względnie płasko. Za Wierzbicą zaczęły się pierwsze górki i stało się to, co było do przewidzenia - poległem. Oczywiście nie miałem zamiaru się poddawać. Swoim tempem kontynuowałem jazdę, ale towarzyszący mi do tej pory zapach dobrej flachy, jakby troszkę się ulotnił.

 Według wskazań GARMINA do 68 kilometra jechałem ze średnią prędkością ponad 31 km/h

Od chwili kiedy jechałem już sam, czyli jakieś 3/4 trasy, moja prędkość stopniowo malała. Wiedziałem już, że zakład przegrałem. Teraz numerem jeden było utrzymanie jak najlepszej średniej, aby wyjść z tego jako tako z twarzą. 
Po 70 kilometrze zaczęły mi dokuczać skurcze nóg. Specjalnie z myślą o tej setce zakupiłem specjalistyczne izotoniki i jakieś tam sportowe batony mając nadzieję, że dzięki nim skurcze mnie ominą. Niestety, nic to nie dało. Raz zmuszony byłem nawet zatrzymać się na krótką chwilę, bo ból stawał się nie do wytrzymania.

Mój romans z szosą powoli dobiegał końca. Niebieska strzała również nie wytrzymała pode mną trudów trasy. Ostatnie kilometry przejechałem z latającym na wszystkie strony i stukającym mechanizmem korbowym. Padły łożyska suportu - na szczęście jakoś dało się dojechać. 

Bardzo chciałem utrzymać tempo z "trójką" z przodu. Mimo szczerych chęci nie udało się. Trasę zakończyłem z wynikiem 29,3 km/h. Do pełnego szczęścia czyli 3 godzin zabrakło 25 minut !!! Lekko nie było zważywszy, że oprócz setki kilometrów do przejechania miałem też 500 metrów w pionie do pokonania  i chyba ta ostatnia wartość zaważyła o moim wyniku. Prawdziwym przeciwnikiem na szosie jest też opór powietrza. Cytując mądre słowa Prezesa "GURU" Szymona - "opór powietrza powyżej 30 km/h rośnie wprost proporcjonalnie do kwadratu prędkości"   Cóż - gdybym to ja wiedział wcześniej :-)

Z mojego osobistego punktu widzenia: prywatnie jestem zadowolony z wyniku. Niewiele osób z grona moich znajomych  jest w stanie dotrzymać mi tempa na rowerze - mimo wszystko. Cyfry jakie czasem przytaczam są dla nich jak wzięte z kosmosu - nierealne. W sumie to mnie cieszy najbardziej. Może i nie jestem w stanie dotrzymać kroku ekipie Prezesa, ale na tle szaroburego, zapuszczonego społeczeństwa i tak wypadam bardzo dobrze. Kiedyś, dawno temu miałem lepszą formę, ścigałem się. Może te czasy jeszcze powrócą, a jak powrócą to znów się założę :-)  Na koniec zamieszczam szczegółowy wydruk z Garmina do wglądu.




Treść była ciekawa ? Podziel się:

2 komentarze:

  1. To ostatecznie zakochałeś się w kolarce czy nie do końca? :)
    Jakoś nie wyobrażam sobie kolarki z sakwami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcin, ja się za różnymi rowerami oglądam - takie moje zboczenie. Przykładowo jak jedzie laska na rowerze to najpierw patrzę na rower :-) no chyba, że właścicielka rowerka wyjątkowo urodziwa to wtedy wzrok rozbiegany :-) Kolarka jest fajna, ale nie fajniejsza niż sakwy. Póki co żadnych zmian nie planuję, ale docelowo ideałem byłoby mieć kilka rowerów na różne okazje.

      Usuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).