Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

środa, 22 października 2014

Pitigliano - the little Jerusalem.


Jeszcze przed podróżą, w Polsce Norbert pokazał mi wybrane zdjęcia miejsc, w których będziemy. Było wśród nich też Pitigliano, miasteczko leżące na południu Toskanii.

Noo... ładne to Pitigliano...

Szczerze, nawet nie miałem za bardzo czasu na przetrawienie tego. Był to czas przygotowań, ale takich intensywnych przygotowań. Od chwili podjęcia ostatecznej decyzji o wyjeździe do samego wyjazdu mieliśmy tydzień, także można sobie wyobrazić co się działo :)
Później, już we Włoszech, Norbert po raz kolejny wspominał i zachwalał że: - najlepsze jeszcze przed nami.

Mam już swoje lata, z nie jednego pieca chleb jadłem, nie jedno widziałem i tak naprawdę trudno mnie czymś zachwycić. Także i tym razem pomimo "reklamy" podchodziłem do sprawy na chłodno.

No dobrze...zobaczmy to cudo...

Źródło: internet
 
Lecieliśmy od strony Manciano drogą regionalną nr 74. Cały czas niekończące się podjazdy i zakręty, trochę monotonia, już nie mogłem się doczekać. Nagle za kolejnym zakrętem  niespodzianka - Pitigliano w całej okazałości. Wszyscy trzej stanęliśmy jak na komendę, nikt nie marudził, że znów kolejny nieplanowany postój. Grzechem byłoby się nie zatrzymać w zorganizowanej do tego celu zatoczce. Stare miasto usytuowane jest na tufowej skale, wysokiej na 313 m n.p.m. i prezentuje się wspaniale. Przyklejone do skały domki sprawiają wrażenie jakby były wyrzeźbione, albo ulepione z tejże skały i kolorystycznie idealnie ze sobą współgrają.

Panorama obfotografowana, filmik nakręcony - jedziemy na podbój miasta, tzn. najpierw musimy się tam wspiąć krętą i stromą serpentyną. Zatrzymujemy się na niewielkim placyku przed katedrą św. Piotra i Pawła.  Ktoś gdzieś powiedział, że takie starówki zwiedza się w godzinę i rzeczywiście, w przypadku Pitigliano jest to do wykonania. Pytanie tylko, czy warto się tak spieszyć ? Moim zdaniem nie. Przez stare miasto prowadzą trzy główne (nieco szersze) drogi połączone ze sobą gęstą siecią mniejszych uliczek. To właśnie po nich warto się pokręcić, zagubić w labiryncie podwórek i zaułków, a przy tym mieć świadomość, że w zasadzie od średniowiecza niewiele się tu zmieniło...

W odróżnieniu od innych toskańskich perełek, tu miłym zaskoczeniem była dosłownie garstka turystów. Mogliśmy swobodnie spacerować po pustych uliczkach, a nawet jeździć rowerami - co zresztą uczyniliśmy.

W kwestii fotografowania jestem na ogół powściągliwy. Stawiam raczej na jakość,  nie na ilość. W Pitigliano popłynąłem jak woda w Wiśle, pstrykałem bez opamiętania na prawo i lewo. Tutejsze zaułki można by fotografować bez końca, wymyślając za każdym razem inne kadry. Światłocienie zmieniające się z każdą kolejną godziną to prawdziwy raj dla amatorów fotografii.

Panorama Pitigliano, nad miastem góruje dzwonnica katedry św. Piotra i Pawła, dawniej pełniąca rolę wieży obserwacyjnej.

Wjazd do miasta, lekko nie ma, trzeba się wdrapać na 313 m n.p.m. W tle widoczne dwa wielkie łuki i trzynaście mniejszych. To akwedukt Gianfrancesco Orsiniego pochodzący  z 1545 roku.

Widok na współczesną część miasta.

Katedra św. Piotra i Pawła.

  Pitigliano z okazji naszego przyjazdu nie zostało specjalnie wyludnione, żebyśmy mogli swobodnie spacerować i robić zdjęcia. Tu jest tak naprawdę.

Tu nie da się zaparkować samochodu tak po prostu, pod domem.

     Jedna z głównych uliczek i mające oko na wszystko, ciekawskie mieszkanki miasta. 


Schody w górę, schody w dół, a dookoła wiekowe mury.

Przez wieki mieszkali tu w zgodzie żydzi i chrześcijanie stąd potoczna nazwa "Małe Jeruzalem"

Na każdym kroku romantyczne podwórka i mnóstwo zieleni. Swoją drogą drodzy panowie, jak nie wiecie gdzie zabrać dziewczynę na randkę to...- już wiecie :)

W Pitigliano nawet gołębie się w sobie zakochują...

...a później przychodzą na świat młode...

Czasem trafiliśmy na jakiegoś turystę.

Kolejna mieszkanka całkiem przypadkowo przyłapana na codziennych obowiązkach.  

Stojący na rozdrożu kościół Santa Maria San Rocco.

Mieć taki widok z balkonu - bezcenne.

Przygoda z Pitigliano w tle powoli dobiega końca. Wrzuciłem centa do jednej z fontann, zdecydowanie chcę tu jeszcze kiedyś wrócić, najlepiej na dłużej i najlepiej z rodziną. 
Na koniec, można powiedzieć na deser, zapraszam na rowerowy spacer krętymi uliczkami starówki. Poczujcie wraz ze mną ten klimat, miłego oglądania :)



 

Treść była ciekawa ? Podziel się:

10 komentarzy:

  1. Rewelacyjne zdjęcia ! i bardzo inspirujące :) Pięknie jest móc podróżować na rowerze, a jeździć po takich miejscach, to już marzenie. pozdrorowerki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że Ci się podoba. Czytać takie komentarze...to też marzenie, a jeszcze jak to co się robi kogoś inspiruje, to już w ogóle super :)

      Usuń
  2. Cześć Paweł, mam pytanie, jaki rower polecasz na wyprawy: typowo wyprawowy, czy górski z przedmin widelcem amortyzowanym? Czy za sprzęt 2500-3000 będzie wystarczający – co o tym sądzisz? I druga sprawa, co sądzisz o kupnie na wyprawy kilku- i kilkunastodniowe roweru przełajowego, np. Ridley, Author czy Canyon?

    Pozdrawiam
    Mateusz K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mateuszu, trudno jednoznacznie stwierdzić jaki rower jest lepszy, a jaki gorszy. Powiem tak: za 2500-3000 sprawdzi się (w sensie niezawodności) każdy, i góral i jak sam nazwałeś "typowo wyprawowy". Przy czym pojęcie "rower wyprawowy" w tej branży nie występuje. Można by podciągnąć pod wyprawówkę rowery trekingowe, bo jako jedyne mają w standardzie to co na wyprawie niezbędne, czyli bagażniki, dynamo, oświetlenie, błotniki idp. Do górala to wszystko trzeba dokupić żeby w ogóle móc myśleć o wyjeździe. Widelec amortyzowany na pewno nie przyda się na równej jak stół szosie, ale jak planujesz bezdroża wschodu, to wtedy jak najbardziej.
      Pytasz o rowery przełajowe. Nie wiem czy dobrze kojarzę (bo się nie znam), to taka trochę masywniejsza kolarka tak ? Jeżeli ma punkty do mocowania bagażnika to też powinna się sprawdzić, ważny jest osprzęt: minimum Alivio, dobre piasty (nie wymienię bo też się nie znam) i koła.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Super, dziękuję za odpowiedź, rozjaśniłeś mi kilka spraw. Poszukuję dalej :)

    Pozdrawiam i szerokiej drogi.

    Mateusz K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne miasteczko, fajnie to wszystko opisujesz i filmujesz. Na pewno tam nie będę rowerem ale dzięki takim opisom mogę "podróżować" po Toskanii. Życzę kolejnych ciekawych podróży.Chętnie poczytam Twój blog.
    Maria W.

    OdpowiedzUsuń
  5. Własciwie to nie wiem co miałabym napisać, bo mam za dużo myśli w głowie.... czyta się wspaniale i apetyt wzrasta z każdym akapitem... Chciałabym móc z kimś na takie wyprawy jechać i nie martwić się, że "źle trafię" - ale moje otoczenie nie jest nazbyt chętne do podobnych szaleństw bez kasy i planu od a do z

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Co do wypraw - jeżeli nie masz z kim jeździć, to ja - facet niedoskonały, zapraszam do siebie. Zdarzało mi się jeździć samotnie, ale jednak w grupie fajniej :)

      Usuń
  6. hola como estan en la provincia se habla español

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).