Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

czwartek, 27 maja 2010

Słowacki Raj - majówka 2010


  Słowacki Raj to kolejny kierunek jaki obraliśmy wspólnie tj Piotr, Maciek i ja. Ciągnęło mnie tu od dawna, a to za sprawą  zdjęć jakie widywałem u znajomych. Oczywiście cztery dni to mało by chociaż w połowie zobaczyć wszystkie atrakcje, ale zawsze będzie po co wracać w przyszłości. Głosowałem za tym by z racji super ciekawych szlaków pieszych majówkę w całości przeznaczyć na chodzenie. Ostatecznie stanęło na tym, że dwa dni jeździmy i dwa dni chodzimy.
Jako, że strona jest o rowerach to na nich się skupię w swoim opisie.
  Kwaterę udało nam się znaleźć w małym miasteczku Smiżany w cenie 8 euro za dobę. Zabudowa Smiżan to w 90 % prywatne domy, dwa kościoły, Lidl, a w samym środku tego wszystkiego ni z gruszki ni z pietruszki trzy czy cztery wieżowce. Dziwnie to wyglądało. Po rozpakowaniu bambetli i odpoczynku dosiadamy rowerki, żeby jeszcze trochę popedałować. Mamy kilka godzin do zmroku. Jedziemy do oddalonego o kilka kilometrów Cingova. Tu wskakujemy na pierwszy lepszy szlak kontrolując, by za bardzo się nie oddalić (uroki samochodu). Szlak pieszy wymusza nie raz zejście z roweru na co trudniejszych odcinkach i jego przeniesienie na plecach. Po zrobieniu niewielkiej pętli wracamy do naszego słowackiego gospodarza na noc.

Panorama Smiżan
  Drugiego dnia na poczekaniu wymyślamy nowy plan. Drogą nr. 536 jedziemy do Nowej Spiskiej Wsi, gdzie skręcamy w lewo w drogę 533 do Lewoczy. Po siedmiu kilometrach jesteśmy na miejscu. Lewocza, dzięki swoim zabytkom architektury, to jedno z najważniejszych miast Słowacji. Zatrzymaliśmy się przed gotyckim kościołem Świętego Jakuba wybudowanym przed 1400 rokiem, drugim największym kościołem na Słowacji. Przed ratuszem stoi klatka hańby z 1600 roku. Służyła do karania kobiet, które chodziły po zmroku po ulicach miasta bez towarzystwa mężczyzny. W klatce zamykano zwykle na 24 godziny. Na północ od centrum miasta jest strome wzgórze, Góra Mariańska. Na jej szczycie stoi kościół Nawiedzenia NMP, obecnie bazylika mniejsza. W 1995 roku odprawiał tu mszę nasz papież Jan Paweł II. Pamiątką tego wydarzenia jest drewniany ołtarz papieski przed kościołem. W cieniu bazyliki uzupełniamy brakujące kalorie i po szalonym zjeździe z Mariańskiej Góry kierujemy się na zachód w kierunku miasteczka Spissky Stvrtok i dalej przez Hrabusice do miejscowości Podlesok. Tu i w Cingovie rozchodzi się większość szlaków pieszych i rowerowych. Ponieważ godzina jest jeszcze młoda decydujemy się pojechać drogą koło kempingu choć parę kilometrów w górę. Wspinamy się na wzniesienie o nazwie Rumanowa (927 m.n.p.m.). Droga doprowadza nas do przełęczy gdzie krzyżują się trzy szlaki: Stredne Piecky, Sucha Biała i Mały Kysel. Mnie i Piotrka ten podjazd kosztował wiele. Maciek niewyżyty (w jeździe), śmieje się i mnie drażni. Jakby tego było mało, wkurzam się na szwankujący tylny hamulec w moim rowerze. Pora wracać. Powrót tą samą drogą przy czym w Hrabusicach skręcamy w prawo w polną dróżkę. Według mapy doprowadzi nas ona wprost do Smiżan. Ten odcinek okazuję się wyjątkowo malowniczy. Z prawej las i łagodne wzgórza w oddali. Z lewej niesamowite, puste przestrzenie. Z prawej zielona łąka, z lewej brązowe gładkie pole. Ciemne burzowe niebo wspaniale kontrastowało z otoczeniem. Miałem nieodparte wrażenie, że to nie Słowacja tylko bezkresne stepy Mongolii.
Góra Mariańska

Wnętrze Bazyliki Nawiedzenia NMP


Panorama Lewoczy.
Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu przy przydrożnym krzyżu. Na prawo w oddali widać było malutką wioskę. Skupisko niewielkich, bardzo skromnych chatek jedna przy drugiej, połatane dachy, biegające wokół dzieci. Mężczyźni konsumujący na środku drogi bliżej nieokreślony trunek, kobiety niosące wodę w wiadrach. Codzienne życie. Wioska wyglądała jakby żywcem przeniesiona z krajów trzeciego świata. Okazało się, że to cygańska osada. Nie mieliśmy odwagi zbliżać się więc z odległości 300-400 metrów staliśmy i obserwowaliśmy. Co ciekawe, przez jej środek przebiega szlak, którym to w naszym kierunku szło z plecakami dwóch turystów. To Polacy, obaj z Częstochowy. Wymieniliśmy  kilka zdań. Panowie odradzili nam zbliżanie się. Sytuacja według nich, gdy przechodzili przez wioskę, była co najmniej nieprzyjemna żeby nie powiedzieć niebezpieczna. Pstryknąłem kilka zdjęć wykorzystując ZOOM. Kiedy już mieliśmy ruszać w dalszą drogę okazało się o zgrozo, że w rowerze Maćka nie ma powietrza w tylnym kole. Złośliwość rzeczy martwych. Cholerne koło nie miało się gdzie zepsuć tylko TU ? Z cyganami na karku. Oczami wyobraźni ujrzeliśmy rozsierdzonych mieszkańców wioski idących w naszym kierunku, by dać nam nauczkę za gapienie się i robienie im zdjęć bez pytania. Wzięliśmy się pospiesznie za wymianę dętki, bacznie obserwując przy tym co się dzieje dookoła. Na nasze szczęście cyganie całkowicie nas zignorowali.
  To nie był koniec przygód tego dnia. Nie minęło kilka kilometrów, a to samo koło znów nawaliło. Okazało się, że w oponę było wbite szkło i przebiło nową dętkę. Zawsze  podczas naprawy należy dokładnie obejrzeć oponę pod tym kątem. Widać było że Maciek ma już dość. Koło oczywiście naprawiliśmy, tym razem skutecznie i wieczorem zajechaliśmy do Smiżan.







Pechowe koło

Cygańska osada

Podsumowanie

 

  Wycieczka z małymi wyjątkami była udana. Oczywiście zobaczyliśmy tylko mały wycinek "raju". Warto się tam wybrać na dłużej tym bardziej, że nie jest daleko (z Radomia do Smiżan 370 km), a ceny są porównywalne z naszymi, jeżeli nie taniej. Sieć ścieżek rowerowych może nie powala, ale jest gdzie pojeździć. Oprócz roweru koniecznie zabierzcie ze sobą porządne buty do pieszych wędrówek. To nie będzie żadna zdrada, tylko tak poznacie to miejsce do końca, a warto. Szlaki często prowadzą dnem krętych, skalnych wąwozów żłobionych przez wodę od tysięcy lat. Co krok wodospady spływające z wielkich pionowych ścian. Ktoś kiedyś wpadł na prosty i zarazem genialny pomysł, by na tych ścianach pozawieszać drabiny. Inaczej zresztą taki wąwóz byłby nie do przejścia dla zwykłego turysty. Atrakcją może być też przełom Hornadu. W najwęższych miejscach szlak pokonuje się ciągiem stalowych           podestów 
przymocowanych do pionowej ściany, kilka metrów nad nurtem rzeki (fotografia obok). Osoby z lękiem wysokości lub z małymi dziećmi powinny omijać te szlaki.
  Dużym zaskoczeniem dla nas byli cyganie. Spotkać ich można było niemalże na każdym kroku. Widywaliśmy całe osiedla i wioski cygańskie.
  Tak jak na początku pisałem, wycieczka była udana, ale dla mnie nie do końca. Jeżdżę na rowerze marki GIANT wyposażonym w ich firmowe hamulce hydrauliczne o symbolu MPH-3. Kiedy kilka lat temu kupowałem ten rower, byłem napalony na te hamulce. Teraz, niestety nie mogę o nich nic dobrego powiedzieć. O ile przedni na razie nie sprawia problemów, to z tylnym są wieczne problemy. Począwszy od konieczności częstej regulacji na samoistnym blokowaniu koła (przy dużym obciążeniu) skończywszy. Może trafiłem na felerny egzemplarz, nie wiem. Wiem, że przyjemności z jazdy czasem nie było.

Wyświetl większą mapę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).