Baner

Slideshow Image 1 Slideshow Image 2 Slideshow Image 3 slideshow slideshow slideshow slideshow
"Przygoda szuka tylko tych, którzy pozwalają ponieść się jej w bezkresną i niewiadomą dal..." - Karol Waszkiewicz

sobota, 18 października 2014

Włoska motoryzacja okiem polskiego samochodziarza.


Ja, prosty chłop kubański, miłośnik czterech kółek (poza tymi dwoma oczywiście) nie mogłem sobie odmówić tematu o autkach, a pobyt za granicą to doskonała okazja, by pooglądać sobie to i owo. Tak sobie teraz myślę, że głupio musiałem wyglądać gapiąc się karpikiem na co ciekawsze modele. Motoryzacyjnych perełek nie brakowało począwszy od aut starej daty, na supernowoczesnych sportowych bolidach skończywszy. Kropką nad i była cała rzesza wszędobylskich jednośladów, przede wszystkim przeróżnych skuterów jak i maszyn o większej mocy. 
Zobaczyć w Polsce Ferrari, to jak wygrać w totka, no chyba że się mieszka w Warszawie to wtedy może szanse są większe. Tak więc będąc we Włoszech przez te kilka dni, miałem wielką nadzieję zobaczyć coś ze stajni w Maranello. Tam też nie jest to widok codzienny, ale udało się!!!
Dwa lub trzy razy miałem przyjemność być wyprzedzonym przez to kultowe auto. To co najbardziej rzuca na kolana poza samym wyglądem oczywiście, to wrażenia akustyczne. Dźwięk dobywający się z rur wydechowych jest niesamowity, to jest nie do opisania, to trzeba usłyszeć i to najlepiej na żywo. Dałbym się pokroić za możliwość słuchania takiej symfonii po przekręceniu kluczyka, a radio cóż - pewnie od razu wyleciałoby za okno.
Spory odsetek włoskiego rynku motoryzacyjnego stanowią auta z minionej epoki. Na ulicach najczęściej można spotkać stare Fiaty Panda. Co ciekawe, wiekowe fiaciki mogły być zaniedbane, poobijane, mogły mieć wypłowiały i matowy od słońca lakier, ale ani razu nie zaobserwowałem rdzy. To zapewne zasługa łagodnych zim. W tym względzie włoscy kierowcy mają łatwiej. U nas po każdej zimie trzeba staczać prawdziwy bój z "rudą".
Nie sposób na koniec nie wspomnieć o tak charakterystycznych trójkołowych ciężarówkach Piaggio. Te dzielne maleństwa ciężko pracują wożąc wszystko co popadnie. Ze względu na niewielkie wymiary, ich naturalnym środowiskiem  są wąskie włoskie starówki.

Stare kontra nowe. 

  Panda w wersji 4×4 w Polsce praktycznie niespotykana prezentowała się zacnie.

Tego ci u nich dostatek :-)

Mini ciężarówka - wersja czterokołowa...

...i klasyczna trajka. Na takich jak ta uliczkach najczęściej można je spotkać.

W Pitigliano małe Piaggio rządzi.

Jest i On, "nasz" maluch w ciekawym oliwkowym kolorze. Wersja z początku produkcji z chromowanymi zderzakami i na kołach "cytrynkach" w stanie idealnym.

Ten sympatyczny pan z lewej, właściciel tego pięknego klasyka zaczepił nas kiedy właśnie przejeżdżaliśmy obok. Mam słabość do zabytkowych aut, a pan chyba zauważył moje żywe zainteresowanie pomarańczowym czymś.

Pomarańczowe coś to Citroen Ami 8, model z lat siedemdziesiątych. Ten konkretny egzemplarz to już czterdziestolatek. Sympatyczny pan właściciel tonem nie znoszącym sprzeciwu, nakazał obfotografować samochodzik z każdej strony.

 Kierownica to prawdziwe dzieło sztuki.

Łamaną włoszczyzną wytłumaczyłem panu, że my Polaki i skąd i dokąd jedziemy, po czym pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.  Tego samego dnia, kilka godzin później spotkaliśmy się jeszcze raz :)

Niestety nie udało mi się uchwycić w kadrze żadnego super samochodu. Ferrari, Maserati tylko przemykały znienacka, a działo się to tak szybko, że nie miałem szans na zrobienie zdjęcia.



Treść była ciekawa ? Podziel się:



1 komentarz:

  1. Ciekawie piszesz. Przyjemnie się to czyta. Muszę przyznać, że troszkę czasu we Włoszech spędziłem i uwielbiam ich kulturę jazdy. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz :-)
Uwaga ! Na blogu działa spamowstrzymywacz (spam = linki do stron komercyjnych, komentarze typu "wspaniała stronka, zajrzyj na moją WWW", zaproszenia do udziału w konkursie itp.).